Jiri50
Komentarze (pełna lista: anime czytelnia manga)
-
anime: Dan Da Dan, 2025-01-17 05:43
-
anime: Sousou no Frieren, 2025-01-14 05:50
-
anime: Sousou no Frieren, 2025-01-14 05:43
-
anime: Sousou no Frieren, 2025-01-13 05:53
-
anime: Sousou no Frieren, 2025-01-12 15:59
offline
Brak zwojów mózgowych sprawia, że moja myśl na równej drodze potrafi przekroczyć prędkość światła.
Spacer bardzo ciemnym korytarzem - Bezsenność po szkole chyba nr 3
Chociaż możesz tego żałować. ;-)
Niebywale sympatyczna jest ta parka w bezsenności. O czy pisano już wielkorotnie. Nad Gantą i jego problemami może nie będę się tu już nomen omen rozwodził.
Przejdźmy więc od razu do malej Isaki.
Młodziutka dziewczyna, dziecko które powoli staje się kobietą. Nie jest to jakaś mangowata piękność wykreowana na ulotnej kresce i irracjonalnych proporcjach ciała. Dziewczyna bardzo zwyczajna, konkretna . . . chwilami jej postać przywołuje w mojej głowie prostackie określenie „dziewuszysko”. I zwykle gdy to już się stanie autorka igra z mną, pozwalając małej wykonać jakiś gest czy wypowiedzieć jakąś kwestię dzięki której z tej zwykłej dziewczyny wylewa się olbrzymia masa uroku. Trochę tak jak w życiu, każdy ma gorsze momenty, ale w sumie liczy się to całościowe wrażenie jakie po sobie pozostawiamy. A w tym przypadku jest to bardzo dobre i ciepłe wrażenie. To nie jest bohaterka która jest w 100% perfekcyjna przez cały czas.
I mnie ta jej ludzka niedoskonałość bardzo kupiła. Dodajmy do tego, że nieomal czuje się od niej zapach niewinnej, kpiącej radością życia młodości. Dziewczyna sprawia takie wrażenie, że ma w sobie jakąś cholerną wolę życia. Nie chce uronić ani kropli czasu, możliwości, szans które trafiają w jej łapki. Apetyt na przygody i doznania ma olbrzymi.
W trakcie dyskusji nad anime zetknąłem się z zarzutem wobec niej, że ta jej postawa jest niezbyt właściwa. Bezceremonialność i szybkość z jaką nawiązuje bardzo bliską znajomość z Gantą jest źle odbierana. Ta śmiałość i inicjatywa, jest wg. niektórych nie na miejscu u tak młodej dziewczyny. Jak sama określiła to ich pierwsze spotkanie – „spałam z Tobą”, w istocie tylko przytulałam się do ciebie ale fakt to dosyć odważne posunięcie.
Według niektórych niezbyt dobrze świadczy o jej manierach i prowadzeniu się. A może wręcz kojarzyć się z epitetem łatwa lub manipulująca naiwnym chłopakiem za pomocą swoich wdzięków.
To jej bezpośrednie postępowanie, to ma być ten element fabuły, skrojony pod pragnących takich interakcji z dziewczynami „piwniczakami”. Zero wysiłku ze strony zakompleksionego samca.
Przyznaję, że pd poczaku bardzo mi to nie pasowało. I niezwykle się cieszę, że można tu doszukać się innych wyjaśnień tego jej apetytu na bliskość i wrażenia.
Czytanie mangi dosyć wcześnie pozwoliło mi na dostrzeżenie tych jakże szczególnych blizn Isaki. Takie blizny powstają po poważnych operacjach kardiochirurgicznych.
Od dosyć dawna świat medyczny zdaje sobie sprawę, że taka bardzo istotna ingerencja w ciało człowieka często wiąże się potem z dosyć przykrymi bolączkami psychicznymi pacjentów którzy to przeszli.
O problemach ludzi funkcjonujących dzięki obcym sercom bijącym w ich klatkach piersiowych słyszałem już dosyć dawno. Okazuje się jednak, że inne tego typu poważne operacje też mogą powodować takie komplikacje psychiczne u pacjentów. Zdaje się dopiero od niedawna temat właściwego wsparcia emocjonalnego tych ludzi nabiera na znaczeniu. A ta pomoc udzielona im w tym względzie może znacząco poprawić jakość, a czasem nawet i długość ich życia.
Coś na ten temat można sobie poczytać sobie w linkach poniżej. Zebrałem tam materiały zawierające parę faktów istotnych dla zrozumienia z jakimi demonami boryka się Isaki. Te problemy dotyczą co prawda przeszczepu serca . . . ale niedaleko pada jabłko od jabłoni. A i sprawy przeszczepowe w ostatecznym rozrachunku mogą mieć kolosalne znaczenie dla naszej bohaterki. Bo ten przeszczep chyba będzie jedynym dla niej wyjściem.
[link]#google_vignette
[link]
W jednym z ostatnio wydanych tomów mangi Isaki wyznaje Gancie, iż jej udręka związana jest z tym, iż urodziła się ona z sercem jednokomorowym. Z czym to jest związane, i jakie operacje były konieczne by przeżyła możemy zapoznać się w materiałach poniżej. I niewątpliwie historia naszej bohaterki doskonale się pokrywa z tymi operacjami o których tu wspomniano.
[link]
[link],Żyć‑bez‑połowy‑serca
Jak widać operacje te są bardzo skomplikowane i konieczne dla przeżycia. A wszystko to odbywa się na pacjencie który nie bardzo jest w stanie zrozumieć zasadność pewnych bolesnych działań i wiążących się z nimi ograniczeń. To stanowi dramatyczne wyzwanie zarówno dla tych pacjentów, rodziców jak i lekarzy.
Zwłaszcza jeśli okazuje się, że pomoc nie przynosi oczekiwanych skutków albo od razu jest niemożliwa i dziecko umiera. Poniższy film mówi o tych bardzo trudnych sprawach i dla niektórych może być nie do zniesienia. Jednak chyba warto spróbować podjąć wyzwanie. Jak mówi pan lekarz na końcu – „Skoro ono nie może być długie, to nam chodzi o to aby ono było lepsze.”
[link]
Na szczęście w przypadku Isaki operacje się powiodły. Zostały po nich co prawda potężne blizny na ciele i psychice. Ale zięki uporowi udało jej się podnieść i nawet poprawić swoją sprawność fizyczną. Mimo to trapią ją te problemy ze snem. Co niestety w jej przypadku jest bardzo dla niej niebezpieczne. Wydaje się, że najlepiej o tym z czym musi się ona obecnie zmagać przeczytać można najpełniej w kolejnym artykule poniżej.
[link]
Coś mi to wygląda na poważny problem egzystencjonalny. I trudno jest zakwalifikować go do kategorii pseudo traum. Przyklejanych powszechnie bohaterom mang aby w czytelnikach zbudzić odruch sympatii. Trochę to zbyt zawikłane jak na taki mechanizm. Przynajmniej ja tak to widzę.
Nie będę tu zamieszczał już więcej linków. Doceniam tych który przebrnęli przez materiał zgromadzony i wg mnie konieczny do zrozumienia tej sytuacji. W trakcie poszukiwań znalazłem pewną informację z którą lekarze nie bardzo lubią się afiszować. Zarówno w przypadku przeszczepu jak i operacji serca jednokomorowego średnia długość życia pacjenta wynosi podobno ok. 20 lat.
A gdzieś spotkałem się nawet ze średnią długością życia po przeszczepie określaną na lat 11. Czy to jest już to długie życie?
Cóż . . . gdy Isaki mówi więc Gancie, że nie ma co rozważać tego jaką staruszką będzie. To ona niewątpliwie wie co mówi i boleśnie zdaje sobie z tego sprawę. Dziewczyna generalnie musi się trochę śpieszyć. Aby mogła w tym swoim krótkim i obciążonym tym szczególnym dbaniem o siebie życiu doświadczyć pełni jego odcieni i uroku. I zapewne dlatego tak często przejmuje tę inicjatywę w ich związku. Popychając go do przodu. Co tak niektórych razi.
Przyznaję manga pozostawiła w mojej głowie pewną szczególną scenę. Tę mianowicie z dzieciakami które w szpitalu nocą wymknęły się ze swoich łóżek i idą dotykając ściany. Suną tym ciemnym korytarzem na spotkanie przygody. Cóż . . . dla nas zapewne nie jest to może zbyt wielka fajda czy jakaś szczególnie emocjonująca przygoda. Ale dla nich to jest być może jedyna możliwość aby przeżyć jakąkolwiek. Bo istnieje spora szansa, że pomimo młodego wieku jutra dla nich już nie będzie.
I Isaki pozostała po prostu takim spragnionym przygód śpieszącym się aby je przeżyć dzieckiem.
Cóż ostatnio wielokrotnie dzięki tej mandze zastanawiam się jakże często my, nie mający takich ograniczeń czasowych. Tak po prostu marnujemy ten swój cenny czas w jakiś bardzo głupi sposób. A przecież tak naprawdę nie wiemy ile nam go jeszcze zostało. Może warto ruszyć tym ciemnym korytarzem nie martwiąc się o to co wypada a co nie? I naprawdę przestać przejmować się jakimiś bzdurami.
Mam nadzieję, że teraz tak jak ja będziesz czytelniku inaczej postrzegał tę odważną dziewczynkę i jej związek z Gantą. Swoją drogą to smutne, zdaje się chłopak będzie musiał zaakceptować fakt, że jego partnerka odejdzie dosyć wcześnie zostawiając go samego. To może będzie i szczęśliwie ale raczej nie za długo. Na wspólną starość raczej nie ma co liczyć.
Przy jego doświadczeniach z matką która odeszła zostawiając go samego może to być dla niego szczególnie ciężkie do zniesienia. Chociaż życie bywa przekorne i kto wie może się okazać, że jego czas będzie krótszy niż ten który jest do dyspozycji Isaki.
Szara pani bywa przecież czasem bardzo przekorna.
Z konieczności Toradorcia 8 ponownie - brak edycji niestety
- Zgadza się. W „Womanese” – narzeczu dzisiejszych „nowoczesnych, niezależnych i silnych kobiet” pojęcie takie jak ogarnięty w dbaniu o dom mężczyzna nie istnieje. To dla nich jest czysta fikcja. Wręcz abstrakcja tak niedorzeczna jak powiedzmy laska bez makijażu, doklejonych rzęs, botoksowego glonojada i pazurków. Powszechnie wiadomo że coś tak wynaturzonego w przyrodzie w stanie normalnym, przecież nie występuje.
- Zresztą nawet gdyby ktoś taki był i to robił tj. ogarniał ten kwadrat. To robił by to bez wątpienia w sposób dramatycznie niewłaściwy.
- Chociaż tak po prawdzie to ostatnio raczej ta opcja . . . a komu to w sumie potrzebne. Staje się tą bardziej obowiązującą. I jak gościu chcesz nie mieć syfu w domu. To sam se to ogarnij zwyrolu. Bo wszelkie prace domowe są przecież formą patriarchalnej przemocy. I na pomoc z mojej strony to nie licz. No i coraz częściej te chłopy zakasują te rękawy . . . i to robią, sami. Ale za styl w jakim to robią, no noty od pań są co najmniej fatalne.
- A no to faktycznie. Czyli to co Minori mówi do Ruuji na wakacjach. Kobieta którą poślubisz będzie szczęściarą teraz nabiera sensu.
- A gdzież tam! Ma być dom . . . a w nim służba. Facet to ma być facet . . . i na to zarobić. A nie krzątać się po tym domu jak jakaś gosposia. No nie wygłupiajmy się już z tym gadaniem o jakimś tam równym podziale obowiązków itd., itp. Ile można. To się tak tylko kiedyś tam mówiło. Obecnie prawda etapu jest inna.
- Dobra, starczy tego jadu. Wracajmy już do sedna. Te dygresje nas rozpraszają. Nie tylko kwestia płci ogarniającego to gospodarstwo jest tu bowiem zasadniczym problemem. Generalnie dziś w wielu przypadkach wizja nastolatka który posługuje się w kuchni nożem. I nie amputuje sobie czegoś przy tej okazji. Jest dla wielu rodziców mocno egzotyczna.
- Kwestia śpieszę się do domu. Rodzina czeka tam głodna, bo dzieciaki same przecież nie zrobią sobie nawet kanapki. Pojawia się czasem nie powodując u ją wygłaszającego żadnego poczucia wstydu. Japoński model wychowania – piekło egzaminacyjne usprawiedliwia taką postawę! Dzieci przecież mają skupić się wyłącznie na zakuwaniu. Resztę ogarnia mamusia.
- Powiedzmy szczerze model gdy najstarsza córka pomagała matce w gospodarstwie piorąc, sprzątając i gotując. Często z wczepionym w nią najmłodszym rodzeństwem jest bardzo passe. Oczywiście syn w tym samym czasie zasuwał jak równy z równym razem z ojcem. A szkoda, wg. mnie to była solidna szkoła realnego życia. Czego wielu niestety dziś brakuje. I z perspektywy tej twardej szkoły życia chłopak który pomaga jak tylko może, zapracowanemu rodzicowi, nie jest czymś tak szokującym. Takie rzeczy się dzieją i działy. I ja niekoniecznie akurat będę oceniał to jak jakąś patologię. A już na pewno nie w każdym, a zwłaszcza w takim jak ten przypadku.
- Jak tak to przedstawiasz to faktycznie nie wygląda to na jakąś aberrację. Ba przypomina mi się „Wojna Domowa”. I matka grana przez Irenę Kwiatkowską. Pani 150 cm w kapeluszu „eskortuje” wg. najnowszych zarządzeń nastoletniego syna który przecież jest od niej tak ze dwa razy większy. „Panie kiedyś to było dokładnie odwrotnie, kiedyś to syn mnie odprowadzał żebym ja się nie bała.”
- Dobrze, czy możemy się zgodzić z tym, że taki ogarnięty w gospodarstwie domowym nastolatek. Który zmuszony jest przez okoliczności życiowe do takiego zachowania jest do przełknięcia? Czy to jest normalne w tym wypadku. Czy może takie zachowanie świadczy o jakiejś jego „toksycznej” relacji z „niedojrzałą matką”?
- W myśl obecnie obowiązujących standardów, dla niektórych zapewne może to jakoś tak wyglądać. Wiem, że wyjdę tu zapewne na degenerata, ale ja sformułowania o „toksycznej” relacji z „niedojrzałą matką”. Łączył bym bardziej z tymi układami w których głodne nastolatki czekają na matkę karmicielkę. W obawie, że zabójcze światło lodówki oraz krwiożercze noże tyko czyhają na nie w tej kuchni. Aby zadać im tam niezwykle bolesną śmierć albo chociaż jakieś ciężkie rany.
[link]
- Dobrze, ale raczej nie upierajmy się, że ten jego przymus czystości i sprzątania jest zdrowy. To chyba jakaś nerwica natręctw.
- Być może, Ruuji jest raczej zdrowym osobnikiem. I dla każdego takiego gościa upierdliwe obowiązki nie są czymś specjalnie lubianym. Niestety kiedy jego matka zachorowała z przepracowania po raz pierwszy, sam musiał się z nimi zmierzyć. Wtedy też jasno zdał sobie sprawę, że albo przejmie część tych zajęć na siebie i je udźwignie. Albo tego nie zrobi, i zapracowana Yasko dalej będzie zasuwała ponad swoje siły. Co skończy się najpewniej tym, że chłopak zostanie sierotą. Najwyraźniej on bardzo kocha swoją matkę, nie dziwię mu się zresztą, a poza tym generalnie los sierot nie jest zbyt ciekawy. Zwłaszcza w tej Japonii, jak mi się wydaje. Gość realnie ma na stole takie opcje jak wyżej, i tyle. Musiał się do tego dostosować. Tu serce i logika podpowiadają jedno i to samo rozwiązanie.
- Podjął więc tę rękawicę. I zrobił to jak widać doskonale. Ale ten cały element „fascynacji” i przymus „perfekcji” np. przy sprzątaniu. To przecież nie jest normalne.
- Stary, jeśli czegoś nie lubisz, a musisz to robić. To dobrze jest to jednak polubić, wręcz pokochać aby robić z zapałem oraz oddaniem. Wtedy jest lżej. To taka sztuczka psychologiczna i zarazem całkiem niezła strategia. Lepiej jak się „lubi to co się ma”.
- Coś w tym jest.
- Poza tym, cóż za piękny przykład synowskiej miłości tu mamy?
- Owszem. Chociaż niestety obarczony sporym poczuciem winy. I to najwyraźniej jest duży problem dla Ruuji.
- Poczuciem winy za to jaki twardy los zgotował matce swoim przyjściem na świat?
- Tak. w pewnym momencie On zdaje sobie sprawę jakim ciężarem jest w Japonii posiadanie dziecka ze statusem „bękarta”. Zaczyna też rozumieć czemu Yasuko nie ma wsparcia w rodzicach. Oraz dlaczego się od nich odcięła. Rozumie, że gdyby się zdecydowała na „zabieg” jej sytuacja była by o niebo lepsza. Zabieg . . . a niech będzie, nazwijmy to tak jak sobie tego życzą pewne środowiska. Chociaż osobiście wolę tu inne bardziej prawdziwe i dosadne określenia.
- Ok czyli Ruuji doskonale rozumie, że obecna paskudna sytuacja w jakiej znalazła się Yasuko związana jest z tą decyzją. Dla niego przejęcie się tych prac domowych, tak niezwykłe obecnie jeśli chodzi o nastolatka. Jest formą podziękowania za życie i próbą zadość uczynienia matce za jej tytaniczny wręcz trud oraz parszywy los.
- Tak to dla mnie wyglada. Ciekawa sprawa z tą ucieczką Yasuko z domu. Ruuji dobrze pamięta jak matka wiele razy zabierała go do pewnej miejscowości gdzie cały dzień dyskretnie z daleka wpatrywała się w pewien dom. Dlatego zresztą gdy postanowił w końcu rozwiązać tę kwestię. Wiedział doskonale dokąd się udać ze swoją „żoną”.
- Przyznam się, że ci rodzice nie wyglądają mi tutaj na takich którzy skłonni by byli zmusić córkę do „zabiegu”. Trochę coś mi się tu nie klei.
- Być może nie doceniamy presji środowiska. Albo ten program eugeniczny jaki funkcjonował w Japonii jednak nie został zaniechany, aż tak dawno. Może to poczucie przoszenia wstydu rodzinie było zbyt duże dla Yasuko. No nie mam pojęcia jak to do końca wyjaśnić.
- Trudno. Pozostaje faktem, że dziewczynie musiało być potwornie ciężko. Musiała zająć się dzieckiem sama będąc jeszcze dzieckiem. Ona nieletnia była. Dźwigała macierzyństwo, a nikt nie pomagał. Została z tym sama do tego w środowisku które raczej nie jest przychylnie nastawione do takich przypadków. Samotna i przestraszona a jednak udźwignęła to wszystko. Szacun wielki się należy.
- Spartanka zaiste . . .
- Dosyć powiedzieć, że jej rodzice po utracie córki, teraz nie mają zamiaru popełniać tego błędu ponownie. Zostali chyba wystarczająco ukarani tracąc swoje dziecko na tak długi czas.
- Najwyraźniej, scena gdy matka Yasuko kwituje, pod drzwiami ich domu rodzinnego, całą aferę tym jej prostym : „Ruuji on tak wyrósł”. Jest jak dla mnie niezwykła i bardzo wzruszająca.
- Ano, człowiek czuje tu gdzie kończą mu się kanaliki łzowe.
- Jest jeszcze ta osoba która obserwuje to wszystko z boku. I dopiero dla niej musi to być coś niesamowitego. Chyba odezwie się to w tej decyzji o jej przenosinach do matki. I próbie naprawienia tej swojej relacji rodzinnej.
[link]
- Jak dla mnie ten wątek miłości matki i syna tkwiący w tej opowieści to diament czystej wody. Chyba nie ma czegoś takiego gdzie indziej.
[link]
- Też tak mi się wydaje. A już w romansie szkolnym, to raczej na pewno. Chociaż nie, nie widzieliśmy wszystkiego co nam proponują. Ale raczej są marne szanse na coś o takim kalibrze. Chyba nie zgodzę się teraz z twierdzeniami, że to seria jest jak wszystkie inne tego rodzaju. Niewątpliwie jest według mnie specjalna.
- Zdaje się masz rację. Według mnie jest to niestety chyba też przekleństwo tej serii. Ten wątek wdzięczności ocaleńca jest najlepszym sposobem na podważenie narracji różnych lewoskrętnych na temat tego, że ten „zabieg” to coś równie mało znaczącego co płukanie nosa. A to jest przecież „najświętszy dogmat równiejszego uprawnienia”. To podziękowanie Ruuji jakie kieruje on w stronę swojej matki, jest jak dla mnie najlepszym chyba sposobem na tego skompromitowanie.
- Cóż za dużo mniejsze przewiny dzieła i ludzi starano się skazać na zapomnienie. Chyba trochę szkoda aby taki diamencik tak sobie przepadł bez echa.
- Zostają nam jeszcze kwestie małej wnerwiającej i jej demonów.
- Cóż przyznać trzeba, że odczuwamy już zmęczenie tymi interakcjami z tłumami fanów. I zastanawiam się czy opłaca się snuć te domysły. Zwłaszcza, że z konieczności musi się to opierać na wątłych poszlakach jakie zostawiła nam autorka. Jak dla mnie zabawa wyśmienita, ale mnie bawią dziwne rzeczy. Trochę to niecodzienne tak na serio potraktować pytanie dlaczego dziewczyna tsun‑tsun coś tam jest taka jaka jest. Zwłaszcza w tej akurat serii.
- Da się wymyślić rozsądne psychologiczne uzasadnienie dla tego jak mała wnerwiająca zachowuje się na początku?
- Wydaje mi się, że tak. Ale to bardzo gorzkie domysły. I niezbyt licują z tą warstwą komiczną. Ale w Toradorze jest już tyle tych gorzko‑słodkich elementów, że kolejny i to nawet z takiego kalibru jakoś by mnie specjanie nie zdziwił. Każdy kto na serio postawi sobie to pytanie. Wcześniej czy później sam sobie odpowie dlaczego ktoś ma w sobie zupełny deficyt zaufania, ocean cynizmu i reaguje tak agresywnie. Takie postawy naprawdę są spotykane i to wśród dzieciaków. Tylko takich z bardzo specyficznymi historiami za sobą.
- Kończymy?
- Tak i to raczej definitywnie. Może aby tradycji się stało jakaś ciekawa i związana z tematem piosenka na koniec. [link]
- Ej, no nie przesadzamy? Broń, wojsko . . . śmierć?
- Tekst jakoś bardzo mi się kojarzy z małą wnerwiającą. I pytaniem co walczy w jej głowie. I co poradzę. A kawałek naprawdę wielki i wart przypomnienia. Zwłaszcza dziś.
- Może kiedyś plotki i domysły o Tajdze piśniemy sobie jeszcze w tej przestrzeni.
- A teraz to już naprawdę Wesołych Świąt.
- To prawda, wygląda na to, że mamy kolejny przypadek z panną która musi zachować fason w obliczu tego, iż czas jaki jej pozostał, jest krótszy niż ten którym zwykle dysponują ludzie w jej wieku.
- Postanowienie, że będzie się silnym swoją drogą a realia swoją. Jak już napisaliśmy samotne dotarcie na ten brzeg jest trudne. Z kolei podróż z osobą która tam musi się stawić do najłatwiejszych przecież nie należy.
- Co innego powiedzieć sobie, że da się radę samemu. Co innego to zrobić. W końcu jestem tylko człowiekiem.
[link] ... kl&index=2
- W sumie trochę kieska sprawa. Większość z nas przywiązana jest do myśli, że spotkanie z szarą panią nastąpi kiedyś tam, najlepiej w jak najbardziej odległej przyszłości. Jak w tej legendzie Z HP o trzech magach z których ten z peleryną niewidką, syty lat spędzonych na tym świecie. W końcu odrzuca pelerynę aby powitać szarą panią jak dobrego starego znajomego. Za którym już się zatęskniło.
- Jak się jest starym zmęczonym długim życiem magiem to: „Ostatecznie, dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.”
- Dla nastolatka to raczej nie wygląda tak obiecująco. Tak właściwie to chyba tylko dla starych magów tak to wygląda. Oni są spełnieni.
- Tak ale inni rzadko tak mają. W końcu nawet nasza bohaterka mówi koledze z klasy. Nie znasz godziny, to może się zdarzyć w każdej chwili. Korzystaj z tego życia. Kto wie ile jeszcze go masz przed sobą. Odchodzenie w tak młodym wieku musi być straszne.
- Raczej. Jest parę spraw które by się chciało jeszcze załatwić. Mała chciała by np. zrobić pewne niegrzeczne rzeczy. Ale w końcu powstrzymuje się przed tym z obawy, że jeszcze bardzie zrani „kolegę z klasy”.
- W „Nostalgii Anioła” dziewczę wróciło stamtąd aby spełnić to swoje niegrzeczne pragnienie.
- Trzeba przyznać nasza bohaterka zachowała się bardzo odpowiedzialnie i zadbała o tych którzy zostają. Zwłaszcza o towarzysza swojej podróży. No i tych przyjaciół.
- Rodzice, coś o nich . . .
- Chyba innym razem. Przy innej okazji.
- Ciekawe czy gdyby nie to ostrze to małej udało by się powstrzymać przed pogłębieniem więzi z „kolegą z klasy”.
- Trudno to przewidzieć. Tym bardziej, ze chyba oboje podjęli decyzję o tym, ze teraz już będzie inaczej.
- Tak tylko jak to napisał Antoine – jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś. Trzeba przyznać jej format jako człowieka widać w tym jak zadbała o tych którzy zostali. Los zostających bywa niełatwy. Ona zostawiła „koledze wskazówki” jak ruszyć dalej. Nie każdy ma do tego czas i głowę. I wtedy zostawionym bywa ciężko.
[link]
- „Mały Książe”? Serio?
- Co się dziwisz, podobno trzecia książka świata.
- Ciekawe, 44 lata nie jest to dużo. Ale dla żołnierza i lotnika to sporo. Wsiadł do trudnej maszyny, P‑38 Lighting w Europie miał taką opinię. Trochę jakby ryzykowna decyzja.
- Tak ja też nabieram ochoty na tę książkę o jego ostatnim locie. Być może to był jego świadomy wybór.
- Ciekawe czy zadbał o tych których sam oswoił.
- Nie wiem czy tą książką nie oswoił ich zbyt wielu.
- Może.
Toradorcia, chyba 8. Coś czego nie ma gdzie indziej.
- Zgadza się. W „Womanese” – narzeczu dzisiejszych „nowoczesnych, niezależnych i silnych kobiet” pojęcie takie jak ogarnięty w dbaniu o dom mężczyzna nie istnieje. To dla nich jest czysta fikcja. Wręcz abstrakcja tak niedorzeczna jak powiedzmy laska bez makijażu i pazurków. Powszechnie wiadomo że coś tak wynaturzonego w przyrodzie w stanie naturalnym, przecież nie występuje.
- Zresztą nawet gdyby ktoś taki był i to robił. To robił by to bez wątpienia w sposób dramatycznie niewłaściwy. Chociaż tak po prawdzie to ostatnio ta opcja . . . a komu to w sumie potrzebne. Staje się tą obowiązującą. I jak gościu chcesz nie mieć syfu w domu. To sam se to ogarnij zwyrolu. Bo wszelkie prace domowe są przecież formą patriarchalnej przemocy. I na pomoc z mojej strony to nie licz. No i coraz częściej te chłopy zakasują te rękawy . . . i to robią. Ale za styl w jakim to robią, no noty od pań są co najmniej fatalne.
- A no to faktycznie. Czyli to co do Minori mówi Ruuji na wakacjach. Kobieta którą poślubisz będzie szczęściarą teraz nabiera sensu.
- A gdzież tam! Ma być dom . . . a w nim służba. Facet to ma być facet . . . i na to zarobić. A nie krzątać się po tym domu jak jakaś gosposia. No nie wygłupiajmy się już z tym gadaniem o jakimś tam równym podziale obowiązków itd., itp. Ile można. To się tak tylko kiedyś tam mówiło. Obecnie prawda etapu jest inna.
- Dobra, starczy tego jadu. Wracajmy już do sedna. Te dygresje nas rozpraszają. Nie tylko kwestia płci ogarniającego to gospodarstwo jest tu bowiem zasadniczym problemem. Generalnie dziś w wielu przypadkach wizja nastolatka który posługuje się w kuchni nożem. I nie amputuje sobie czegoś przy tej okazji. Jest dla wielu rodziców mocno egzotyczna.
- Tekst śpieszę się do domu. Rodzina czeka tam głodna. Bo dzieciaki przecież nie zrobią sobie same nawet kanapki. Pojawia się czasem nie powodując u ją wygłaszającego żadnego poczucia wstydu. Japoński model wychowania – piekło egzaminacyjne usprawiedliwia taką postawę! Dzieci przecież mają skupić się wyłącznie na zakuwaniu. Resztę ogarnia mamusia.
- Tak, powiedzmy szczerze model gdy najstarsza córka pomagała matce w gospodarstwie piorąc, sprzątając i gotując, często z wczepionym w nią najmłodszym rodzeństwem jest bardzo passe. A szkoda, wg. mnie to była solidna szkoła realnego życia. Czego wielu niestety dziś brakuje. I z perspektywy tej twardej szkoły życia chłopak który pomaga jak tylko może, zapracowanej matce, nie jest czymś tak szokującym. Takie rzeczy się dzieją i działy. I ja niekoniecznie akurat będę oceniał to jak jakąś patologię. A już na pewno nie w każdym takim jak tu przypadku.
- Jak tak to przedstawiasz to faktycznie nie wygląda to na jakąś aberrację. Ba przypomina mi się „Wojna Domowa”. I matka grana przez Irenę Kwiatkowską. Pani 150 cm w kapeluszu „eskortuje” wg. najnowszych zarządzeń nastoletniego syna który przecież jest od niej tak ze dwa razy większy. „Panie kiedyś to było dokładnie odwrotnie, kiedyś to syn mnie odprowadzał żebym ja się nie bała.”
- Dobrze, czy możemy się zgodzić z tym, że taki ogarnięty w gospodarstwie domowym nastolatek. Który zmuszony jest przez okoliczności życiowe do takiego zachowania jest do przełknięcia? Czy to jest normalne w tym wypadku. Czy może takie zachowanie świadczy o jakiejś jego „toksycznej” relacji z „niedojrzałą matką”?
- W myśl obecnie obowiązujących standardów, dla niektórych zapewne może to jakoś tak wyglądać. Wiem, że wyjdę tu zapewne na degenerata, ale ja sformułowania o „toksycznej” relacji z „niedojrzałą matką”. Łączył bym bardziej z tymi układami w których głodne nastolatki czekają na matkę karmicielkę. W obawie, że zabójcze światło lodówki oraz krwiożercze noże tyko czyhają na nie w tej kuchni. Aby zadać im tam niezwykle bolesną śmierć albo chociaż jakieś ciężkie rany.
[link]
- Dobrze, ale raczej nie upierajmy się, że ten jego przymus czystości i sprzątania jest zdrowy. To chyba jakaś nerwica natręctw.
- Być może, Ruuji jest raczej zdrowym osobnikiem. I dla każdego takiego gościa upierdliwe obowiązki nie są czymś specjalnie lubianym. Niestety kiedy jego matka zachorowała z przepracowania po raz pierwszy, sam musiał się z nimi zmierzyć. Wtedy też jasno zdał sobie sprawę, że albo przejmie część tych zajęć na siebie i je udźwignie. Albo tego nie zrobi, i zapracowana Yasko dalej będzie pracowała ponad swoje siły. Co skończy się najpewniej tym, że chłopak zostanie sierotą. Najwyraźniej on bardzo kocha swoją matkę, nie dziwię mu się, a poza tym generalnie los sierot nie jest zbyt ciekawy. Zwłaszcza w tej Japonii, jak mi się wydaje. Gość realnie takie ma opcje jak wyżej. Musiał się do tego dostosować. Tu serce i logika podpowiadają jedno i to samo rozwiązanie.
- Podjął więc tę rękawicę. I zrobił to jak widać doskonale. Ale ten cały element „fascynacji” i przymus „perfekcji” np. przy sprzątaniu. To przecież nie jest normalne.
- Stary, jeśli czegoś nie lubisz, a musisz to robić. To dobrze jest to jednak polubić, wręcz pokochać aby robić z zapałem oraz oddaniem. Wtedy jest lżej. To taka sztuczka psychologiczna i zarazem całkiem niezła strategia. Lepiej jak się „lubi to co się ma”.
- Coś w tym jest.
- Poza tym, cóż za piękny przykład synowskiej miłości tu mamy?
- Owszem. Chociaż niestety obarczony sporym poczuciem winy. I to najwyraźniej jest duży problem dla Ruuji.
- Poczuciem winy za to jaki ciężki los zgotował matce swoim przyjściem na świat?
- Tak, w pewnym momencie On zdaje sobie sprawę jakim ciężarem jest w Japonii posiadanie dziecka ze statusem „bękarta”. Zaczyna też rozumieć czemu Yasuko nie ma wsparcia w rodzicach. Oraz dlaczego się od nich odcięła. Rozumie, że gdyby się zdecydowała na „zabieg” jej sytuacja była by o niebo lepsza. Zabieg . . . a niech będzie, nazwijmy to tak jak sobie tego życzą pewne środowiska. Chociaż osobiście wolę tu inne bardziej prawdziwe i dosadne określenia.
- Ok czyli Ruuji doskonale rozumie, że obecna paskudna sytuacja w jakiej znalazła się Yasuko związana jest z tą decyzją. Dla niego przejęcie się tych prac domowych, tak niezwykłe obecnie jeśli chodzi o nastolatka. Jest formą podziękowania za życie i próbą zadość uczynienia matce za jej tytaniczny wręcz trud oraz parszywy los.
- Tak to dla mnie wygląda. Ciekawą sprawa z tą ucieczką Yasuko z domu. Ruuji dobrze pamięta jak matka wiele razy zabierała go do pewnej miejscowości gdzie cały dzień dyskretnie z daleka wpatrywała się w pewien dom. Dlatego zresztą gdy postanowił w końcu rozwiązać tę kwestię. Wiedział doskonale dokąd się udać ze swoją „żoną”.
- Przyznam się, że ci rodzice nie wyglądają mi tutaj na takich którzy skłonni by byli zmusić córkę do „zabiegu”. Trochę coś mi się tu nie klei.
- Być może nie doceniamy presji środowiska. Albo ten program eugeniczny jaki funkcjonował w Japonii jednak nie został zaniechany, aż tak dawno. Może to poczucie przoszenia wstydu rodzinie było zbyt duże dla Yasuko. No nie ma pojęcia jak to do końca wyjaśnić.
- Dosyć powiedzieć, że jej rodzice po utracie córki na tak długi czas, teraz nie mają zamiaru popełniać tego błędu ponownie. Zostali chyba wystarczająco ukarani tracąc swoje dziecko na tak długi czas.
- Najwyraźniej, scena gdy matka Yasuko kwituje, pod drzwiami ich domu rodzinnego, całą aferę tym jej prostym : „Ruuji on tak wyrósł”. Jest jak dla mnie niezwykła i bardzo wzruszająca.
- Ano, człowiek czuje tu gdzie kończą mu się kanaliki łzowe.
- Jest jeszcze ta osoba która obserwuje to wszystko z boku. I dopiero dla niej musi to być coś niesamowitego. Chyba odezwie się to w tej decyzji o jej przenosinach do matki. I próbie naprawienia tej realacji. [link]
- Jak dla mnie ten wątek miłości matki i syna tkwiący w tej opowieści to diament czystej wody. Chyba nie ma czegoś takiego gdzie indziej.
[link]
- Też tak mi się wydaje. A już w romansie szkolnym, to raczej na pewno. Chociaż nie, widzieliśmy wszystkiego co nam proponują. Ale raczej są marne szanse na coś o takim kalibrze. Chyba nie zgodzę się teraz z twierdzeniami, że to seria jest jak wszystkie inne tego rodzaju. Niewątpliwie jest według mnie specjalna.
- No, masz rację. Według mnie jest to niestety chyba też przekleństwo tej serii. Ten wątek z wdzięczności ocaleńca jest najlepszym sposobem na podważenie narracji różnych lewoskrętnych na temat tego, że ten „zabieg” to coś równie mało znaczącego co płukanie nosa. A to jest przecież „najświętszy dogmat równiejszego uprawnienia”. To podziękowanie Ruuji jakie kieruje on w stronę swojej matki, jest jak dla mnie najlepszym chyba sposobem na tego skompromitowanie.
- Cóż za dużo mniejsze przewiny na dzieła i ludzi spuszczano sfory medialnych i internetowych brytanów, albo starano się skazać coś lub kogoś na zapomnienie. Chyba trochę szkoda aby taki diamencik tak sobie przepadł bez echa.
- Chyba zostają nam jeszcze kwestie małej wnerwiającej i jej demonów.
- Owszem, więc być może do widzenia. Chociaż przyznać trzeba, że odczuwamy już zmęczenie tymi interakcjami z tłumami fanów. I zastanawiam się czy opłaca się snuć te domysły.
Biały królik Takasu
- A taki już los tej serii. A jesteś pewien, że to na te mikołajki?
- A, możesz ty już przestać!
- Nawywijałeś. Dla niektórych kotlety są niestrawne. Takie przyziemne i prostackie. Schabowy i miłość własna to zanadto kontrowersyjne zestawienie. Weź może jakoś tak inaczej?
- OK. No to może ten anonim na bazie Alicji w Krainie Czarów będzie lepszy.
- Biały Królik Taksu? Ej to dopiero ryje beret. Ale oddaje istotę sprawy.
Wszyscy do szalup . .
- Zgadza się. Może nie być innego wyjścia . . . w końcu tylko krowa nie zmienia zdania.
- Oj nie tylko. Paru dyskutantów na pewnych forach też to potrafi.
- Może nie wyzłośliwiajmy się i skupmy na dosyć specyficznej relacji rodzinnej Ruuji i Yasuko. Oj ona jest bardzo ciekawa.
- Pani Yasuko nie jest chyba zbyt dobrym wzorcem na pomnik dla „matki Japonki” czy innej „statecznej (nie tylko azjatyckiej) matrony”.
- Tak a jednocześnie jej postać grzeje tę serię jak jakieś kotatsu z turbo rakietowym piecykiem. Od razu przypomina się kultowy tekst pewnej Honoraty „A bo ja taki gorąc w sobie mam!”
- No, zgadza się. Yasuko to bardzo ciepła matka, wręcz gorączkowa. A jednocześnie autorka nie szczędzi jej tęgich kuksańców. Oczami syna widzimy osobę bardzo niezorganizowaną, dziecinnie naiwną i w wielu wypadkach nie potrafiącą wg. japońskiej etykiety właściwie się zachować. Z jednej strony syn ma dzięki niej właściwe ogarnięcie w kwestii bliskości i kontaktu fizycznego. Z drugiej narażony jest na nieobyczajne widoki i zachowania matki wracającej po spożyciu z tej swojej pracy w klubie. Jako hostessa zbawia w nim klientów przy okazji konsumując z nimi spore ilości alko.
- No i tu przyznaję się po raz pierwszy czepiał bym się autorki w kwestii realizmu. Kobita od lat regularnie pije na umór i imprezuje całe noce bo taką niestety ma robotę. I to wszystko poniekąd spływa po niej jak woda po kaczuszce. Właściwie niby nic po niej nie widać, jest niewzruszona jak zapora w hydroelektrowni mimo wlewanych w siebie hektolitrów trunków. Zero zaobserwowanego wpływu takiego stylu życia. Sorki . . . . ale ja to już po miesiącu takiej pracy chyba musiał bym szukać dawcy wątroby.
- Nie ma co się oszukiwać. Yasuko po takim czasie pracy i przy takim trybie życia powinna być już funkcjonalną alkoholiczką. Natury panie nie oszukasz. A tu . . . można jej zarzucić niezbyt dużą inteligencję i bycie ogólnie rozmemłaną fajtłapą opierającą się na synu. I tego kaca to ona ma co prawda po pracy regularnie. Ale innych objawów choroby alkoholowej jeszcze nie obserwujemy. Nie bardzo to realne jeśli mam być szczery.
- Tu muszę się zgodzić. Tylko to rodzi nam pytanie. Czy gdyby tak autorka poszła w taki pełny realizm to czy wydawca by jej to puścił? No powiedzmy, że w jakiejś awangardowej powieści matka alkoholiczka i wspierający ją syn mogli by zaistnieć. Ale w romansie dla nastolatków? Kto w Japonii by to puścił. I tak moralna dwuznaczność zarabiania jako host naciągający klientów już jest niejako problemem w serii skierowanej do takiego czytelnika.
- Sądzisz, że to możliwe, że autorka celowo prześlizguje się po powierzchni tematu? Nie zgłębiając tego zagadnienia i liczy na „czytanie z powietrza przez czytelnika”?
- No coś w tym jest: [link]
- Chyba musimy się z tym liczyć. Nawet u nas było by to ciężkie do strawienie zagadnienie. I raczej nie w literaturze młodzieżowo popularnej.
- W kwestii dźwiganych ciężarów, to przy okazji analizy „Koe no katachi” mieliśmy okazję zmierzyć się z problemem samotnego rodzicielstwa w Japonii. Sprawa wygląda mocno ponuro. Co było nieźle widoczne w tamtej mandze. Tam obie rodziny są niepełne. I u chłopaka owocuje to przemocą wobec koleżanki. Przemocą którą zainspirowało przecież otoczenie.
- Tak swego czasu czytałem artykuł o pewnym przypadku który zdarzył się w Japonii. Matka spowodowała śmierć swojego dziecka. Doszło do jakieś aktu przemocy. Spotkało się to z gremialnym potępieniem „przykładnych ludzików”. Jak ona mogła zrobić coś takiego. Głosy jakie rozległy się ze strony samotnych matek były dosyć jednoznaczne. Nasz los jest tak ciężki, podlegamy takim obciążeniom, że utrata panowania nad sobą i skrzywdzenia nawet swojego dziecka może się zdarzyć właściwie każdej z nas.
- Tak, w „Koe no katachi” było to widoczne. Matka nie wyrabiała. W Toradorze sprawy nie upraszcza ucieczka z domu i status nieślubnego dziecka jaki ma Ruuji. Los takich rodziców i ich dzieci jest nie do pozazdroszczenia.
- Zgodnie z tym co możemy przeczytać w Kwiatach w pudełku dola tych ludzi jest nie do pozazdroszczenia. Dzieci nie wpisane do rejestru koseki mają ograniczony dostęp do służby zdrowia, barak wszelkich zasiłków i zapomóg. Takich dzieci jakby nie ma. Z kolei te wpisane jako z nieprawego łoża są mocno dyskryminowane. Status jaki ma Ruuji w papierach jest bardzo ważny. Jego decyzja o przerwaniu nauki to nie musi być tylko kwestia kasy.
- To zacytujmy: „bez koseki – rodzinnego rejestru, zamkniętych pozostanie dla nich wiele drzwi. Nie zapisze się ich do szkółki z korepetycjami, nie pójdą na uniwersytet, nie skorzystają z darmowej służby zdrowia, nie znajdą porządnej pracy. Tak, oddychają chodzą, kochają, płaczą – ale to nieważne. W świetle prawa nie istnieją.”
- Jakby tego było mało Tajga robiąc klasie kipisz. I dementując plotki na temat łączącej ich z Ruuji relacji. Podnosi pewną ciekawą kwestię. Klasie dostaje się im między innymi za używanie w stosunki do Ruuji określenia „yankes”. Oczywiście . . .to nie jest to co myślisz. Przecież w idealnym społeczeństwie japońskiej klasy średniej, coś takiego jak uprzedzenia rasowe przecież nie występują. Nieprawdaż?
- Hmm chcesz powiedzieć, że zakapiorowaty wygląd chłopaka może trochę wiązać się z domieszką obcej krwi? A to by ten jego wysoki wzrost i solidną budowę ciała jaką w anime widzimy też by wyjaśniało.
- Co by o tym nie mówić. Rodzina Takasu sama ma wystrarczająco dużo problemów. Ta łódka ledwie utrzymuje się na powierzchni i Ruuji musi nieźle kombinować aby ona nie poszła na dno. W tym przypadku zabranie na jej pokład kolejnego rozbitka życiowego to naprawdę akt dużej odwagi i altruizmu. Ze strony tej rodziny.
- Tak Yasuko kwituje to najprościej jak się da. Tajga jest maleńka, dużo miejsca nie zajmuje. A smakuje najlepiej jak się je razem. [link]
- Cóż nie sądzę aby to akurat ona asertywnie upomniała się o wkład Tajgi do tego rodzinnego kotła. To już raczej sprężyna zaradnego chłopaka, który musi przecież ogarniać stronę ekonomiczną tego gospodarstwa domowego.
- Tajga zostaje przyjęta na honorowego członka rodziny. I może z bliska obserwować tę dziwną wczepioną w siebie parę walczących ze światem o swoje życie wyrzutków. To dla niej musi być wstrząsająca lekcja.
- Tak i najwyraźniej lekcja miłości rodzinnej jaką dzięki nim odbiera jest dla niej wręcz bezcenna. To jest coś co powoli ją zmienia. Dla niej obserwowanie ciepłej relacji tej pary musi być czymś naprawdę niesamowitym. Jeśli nasze domysły na temat tego jak wyglądać mogą jej dotychczasowe doświadczenie w tym względzie.
- A mianowicie?
- O tym może kiedyś napiszemy. Na razie przyjmijmy, że podejrzewamy, iż to była bardzo psakudna relacja rodzinna. Co najmniej zupełnie pozbawiona wsparcia i ciepła. A to chyba nie wszystko.
- No tak to by nam wiele wyjaśniało. W tym jej niechęć do opuszczania tego domu, w końcu czasem nawet tam nocuje. Bo może tak z boku obserwować to czego sama nigdy nie dostała. A nawet i sama być trochę częścią tej dziwnej rodziny.
- Sporo nam się tego zrobiło. A to zaledwie wstęp do tego tematu.
- Chyba omówienie co prawdopodobnie zaszło w domu Yasuko i dlaczego Ruuji jest kim jest musimy zostawić sobie na odrębny wpis.
- Tak, to będzie rozsądne podejście. Miejmy nadzieję, że do zobaczenia.
O krukach i dziewczynkach z apetytem na trzustkę
- Nie wiem co oni pili, chociaż nazwa coś tam sugeruje . . . i ew. czym zagryzali ale z dzisiejszej naukowej perspektywy brzmi to ciut głupio. Mmmm a tak właściwie nawet nie ciut.
- Może . . . a jednak. Jak tak się czyta trochę te Japońskie opowieści o yokai. To często ich powstanie zdaje się mieć taki rodowód. Dramat plus emocje w chwili śmierci.
- Tak zdaje się trochę to tak wygląda. Ale przecież nie jesteśmy specami od tego.
- W sumie to mało istotne . . bo mamy tu bardzo ważne przesłanie które kruk przynosi pewnemu pisarzowi. I sama mechanika przekazu jaką tu widzimy nie powinna nam przesłaniać tego sedna.
- A to sednem nie jest to całe opętanie?
- Nie sednem jest to, że najgorszą rzeczą na świecie jest śmierć w samotności.
- Każda taka jest. Umieranie jest bardzo mało towarzyskie. Na tę łódkę imć Haron zaprasza nas w pojedynkę. To nie jest wycieczka szkolna. Albo trzech panów w łódce nie licząc psa.
- Owszem . . . ale na ten brzeg nie jest zbyt dobrze docierać samemu. Dobrze jest mieć ciepłą bliską dłoń która sprawdzi czy gorzki obol w sposób właściwy tkwi nam pod językiem. Poniesie ciut ciężaru i potowarzyszy w drodze do szarej przystani.
- Myślisz, że taka beznadziejnie samotna podróż w te rejony może być owym silnym stanem emocjonalnym pozostawiającym ten odcisk?
- Zdaje się autorka nie ma co do tego wątpliwości. A ja bardzo jestem skłonny się z nią zgodzić. Mam nadzieję nikomu z nas nie będzie dane tego sprawdzić w praktyce. I nam nie zabraknie wspierających dłoni.
- Jak dla mnie ten kruk . . . jest tu jednak najlepszy. To generalnie jeden z najlepszych morałów tak w ogóle.
- Tak sobie myślę przy okazji tego opowiadania o pewnej dziewczynce która chciała komuś zjeść trzustkę. Uparliśmy się szukać w tym romansu. Może na końcu on tam i jest . . . ale początek to chyba szukanie dobrego towarzysza do takiej podróży.
- Ma bliskich, czemu nie oni.
- Bo to dla nich i tak trudne. A tu jest ktoś kto wydaje się, że to zniesie. Ktoś kto nie przywiąże się zanadto.
- Żeby za bardzo nie bolało? Może faktycznie tak było. Zdumiewa mnie ten nożownik. Nie tylko mnie zresztą.
- Owszem dziwnie to wygląda. Rozumiem, że ma to nam przypomnieć, iż epitafium „Miał inne plany.” jest tym najpowszechniejszym na świecie. Tylko, mam dziwne wrażenie, że aby to wybrzmiało wystarczająco szyderczo. To to ostrze nie powinno ugodzić w chorą dziewczynę.
- A w kogo?
- W kolegę z klasy. Ale coś mi się wydaje, że to było chyba za dużo dla wydającego. Pani Śmierć wykazała by się tu zbyt dużym poczuciem gorzkiej ironii.
Na dzień przed ślubem i Chcę zjeść twoją trzustkę.
Toradorcia. cz 6 W sumie niezła historia
- A i owszem. Weź się zastanów . . . wzajemne wspieranie się, poświęcenie, wierność, rodzina itd. Normalnie same stare nic nie warte ramoty. Naprawdę mocno nie na czasie. Nie to przecież obecnie się lansuje.
- Chyba przesadzasz?
- Niekoniecznie. Pojęcie miłości jako czegoś co wypracowujesz . . . to mocno niepopularna teza. Zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym. Miłość to przecież chemia, hormony. To spada na ciebie nagle jak piorun z nieba albo strzała amora w tyłku.
- A zastanawiałeś się może nad punktem startowym tej całej historii? Jak na początku bardzo pragmatyczni są bohaterowie w doborze swoich sympatii?
- Co dokładnie masz na myśli?
- Weź sam początek. Kitamura, bez ogródek przyznaje, że „zakochał” się w Tajdze bo to by go dobrze w szkole ustawiło. Najładniejsza dziewczyna podniosła by jego notowania. Ale dostaje od niej kosza. Trafia do samorządu. Staje się teraz kimś popularnym. I bach . . . nagle outsiderka Taiga zaczyna się nim interesować.
- Cóż chodzenie z popularnym przewodniczącym nieźle by ją pozycjonowało. Mogła by nie być już tą wieczną czarną owcą.
- Tak samo Takatsu. Związek „zbira spod ciemnej gwiazdy” z najbardziej promienną i optymistyczną laską w szkole, zmienił by nieomal wszystko w jego sytuacji i image. Coś z tego słonecznego blasku Minori oświetliło by i jego zbirowatą personę. Sięgasz sobie na półkę, wybierasz właściwą osobę i walisz dawkę pobudzającej endorfiny chemii. Jak dawka przestaje działać albo działa niewystarczająco dobrze, bierzesz nowe opakowanie z półki i ćpasz dalej. Praca nad związkiem, partnerstwo? To raczej wykluczone. Kto dziś ma na to czas i siłę. Czysta, żywa i wyrachowana chemia. Prosto z półeczki z napisem wspomaganie osobistego sukcesu.
- Czysty pragmatyzm uczuciowy? Hmm jak tak się zastanowić. Postawa obecnie dosyć powszechna. Niby chemia jest przypadkowa, amor strzela jak chce. . . ale . . . i tak z reguły sięgamy na półkę na tej odpowiedniej dla nas wysokości. No i produkt też ma mieć atrakcyjne opakowanie. Oraz pożądany zestaw cech.
- Owszem, tak to wygląda. W sumie nawet nie ma sensu potępiać tego pragmatyzmu. Jest w nas wbudowany, i chyba dobrze. To część tego gadziego jadra naszego umysłu. Trzeba by tak tylko zastanowić się jakie są te właściwe kryteria wybierania w kim chcielibyśmy się zakochać. :) I trochę poskromić tego gada.
- Mało to romantycznie brzmi.
- Zdaje się romantyzm . . . . i całą resztę tj. intymność w związku. . . . musisz sobie wypracować. I to taką ciężką codzienną pracą. Nasi bohaterowie robią to całkiem przypadkiem i nieświadomie. Nie są osobami dobierającymi się z właściwych wg. nich półek. Pracują nad zrozumieniem siebie i bliskością przy okazji wspólnego sięgania na upatrzoną półkę po to co wg. nich będzie im pasowało. Ale pracują. A to obecnie mało popularne podejście.
- Chwila . . . moment! Czyli to jest historia o dzieciakach „bawiących się w romantyczną miłość” które przypadkiem „wpadają” w tę dojrzałą prawdziwą miłość przy okazji pomagania sobie? Bo jakoś tak niechcący pracują w dojrzały sposób nad swoją relacją?
- Na to mi wygląda. Spoglądają gdzieś tam daleko na wydumanych partnerów. I zanim się obejrzą i zorientują mają już wybudowane solidne więzi z osobą która jest blisko tuż obok. I to ich tak bardzo przeraża . . . bo niezbyt do tego dorośli. Ironia losu nieprawdaż . . . i chyba nie tylko Ami to widzi.
- Jakoś to zupełnie nie przystaje do naszych obecnych pomysłów jak to ma wyglądać.
- To prawda . . . to chyba ta Japońska specyfika. My to straciliśmy. U nich chyba też przepada w zderzeniu z lansowanymi obecnie trendami. Chociaż . . . trochę tam to jeszcze się odzywa zwłaszcza w starszych produkcjach. To, że najważniejsze w tym wszystkim jest zrozumienie drugiej osoby i szacunek dla niej. Jeśli mamy taki fundament to nawet zaaranżowany związek może się świetnie ludziom udać. Ciekawe kiedy i dlaczego my straciliśmy rozumienie tego.
- Myślisz, że to możliwe? Tak sobie to wypracować?
- No raczej, tak. Na pewno warto spróbować. Chyba, że bardzo boisz się, że te półki z chemią ci uciekną. Albo, jednak dla Ciebie liczy się ilość i różnorodność, a nie jakość. Zresztą . . . możesz . . . tak wzdychać tylko platonicznie. Nawet do narysowanych laseczek i przystojniaków. Wychodząc z założenia, że tak wygodniej i bezpieczniej. Zero ryzyka. :?
- Albo ustawiasz się w wygodnej pozycji gdzie to ta druga osoba ma pracować na ciebie i twoje zadowolenie. I wtedy wkładanie wysiłku w jej zrozumienie jest zbędne. Ty po prostu ogłaszasz swoje potrzeby i oczekiwania. I niech ta druga strona je realizuje. I to biegusiem. Bo to jest łatwo wymienialny element. W końcu tego kwiatu to pół światu. Zobacz . . . ile masz jeszcze tych dopasowań w aplikacji.
- Jak oszust od trzech kart . . . capnij fanty, wywal stolik i w nogi. Przecież . . . konsekwencji z tego nie ma żadnych. Nawet cię do tego zachęcają.
- No tak, przecież w takim prawdziwym związku rany bywają poważne jeśli wręcz nie śmiertelne. A zysk jest wspólny tylko z tego co wniesiesz. Kto chce tak ryzykować. To oznacza koniec tej zabawy. Nie da się cwaniakować.
- Tak chyba coś tym stylu. W sumie . . . z tymi dzieciakami to naprawdę niezła historia.
Czego nie da się obronić
- Dobra właściwie to niby dlaczego facet czy . . . no dajmy na to kobieta ma wybierać jednego partnera? No w tej chwili . . . to większość facetów raczej nie ma wyboru. W sumie faktycznie to harem był tą sytuacją jeden do wielu? A czemu ktoś by miał się ograniczać do jednego partnera jeśli ma takie możliwości. W końcu obecnie właściwie prawie wszystkie panie mają ochotę na takiego gold partnera. I czasem potrafią chyba nawet pogodzić się z myślą o tym, że nie są tymi jedynymi. Byle ten . . . wysoki standard partnera był zachowany.
- Właściwie obecnie mamy jakąś modę na lans takich „nieszablonowych” związków? Często strach dziś o związkach czytać. Co krok to „poliamoryczność” czy też chociaż jakiś tam „związek otwarty”. A dlaczego by i nie?
- Dla napalonych to faktycznie wygląda nieźle. Zajawki lansujące taki styl życia wyglądają z tej perspektywy bardzo obiecująco. Tylko chętnie bym jakieś przyzwoite opracowanie na ten temat zobaczył. O wpływie takiego sposobu życia na rodzinę i dzieci nie wspominając. To raczej nie sprawdza się na tej płaszczyźnie.
- No ale jak ktoś jednak rezygnuje z przekazywania genów? Nic mu wtedy nie przeszkadza?
- Chyba jednak nadal nie. Podobno to klasyka gatunku. Facet chce „otwartego” związku i zaciąga żonę do pewnego klubu. Po trzech razach on ma dość, bo to nie jest wcale takie zabawne. Ale ona nie. Wbrew pozorom to sytuacja w której ona ma 10 facetów chętnych do wspierania jej nawet tylko w 10%. Jest dla niej korzystniejsza niż on jeden w 100%. I związek im się kończy.
Na marginesie . . to sytuacja gdy ona ma dajmy na to 5 facetów chętnych do wspierania jej nawet tylko w 10% jest na tyle komfortowa i afirmująca je, że obecnie pewne panie będą broniły jej jak niepodległości. Co już się dzieje. Chociaż cena jaką przychodzi za to płacić jest bardzo wysoka. Ale . . . dużą cześć tej ceny płacimy wszyscy.
- Eeee no o tym nie pomyślałem. Ale może w drugą stronę to jakoś inaczej działa? W końcu haremy były i funkcjonowały.
- Owszem, ale to co działo się tam w środku ze „szczęśliwym pożyciem” mało miało wspólnego. Kwestia przymusu i tyle.
- Czasy się zmieniły. Może jak by tak bez przymusu?
- Eeee, to raczej nie funkcjonuje. Przynajmniej z tego co ostatnio przeczytałem.
- Oooo ciekawy masz dobór lektury! Cóż za przypadek!
- Przypadek? Poniekąd, nawet zabawny. Trafiłem na książkę obiecującą odkryć „niewygodą prawdę o związkach” Neila Straussa. Nie bardzo wiedząc o co tu „kaman” zakupiłem sobie używkę za pół ceny i rabatem. I teraz mam np. szansę zbyć ją za drugie tyle. Skrzydełka wyjaśniły mi z kim mamy tu do czynienia. Szukałem co prawda zupełnie czego innego ale . . w jakiś pokrętny sposób nam to pasuje.
- Dobra, tłumaczysz się zbyt gęsto. To czego szukałeś?
- Pragmatycznej odpowiedzi na pytanie jak wybrać właściwą partnerkę. Czemu akurat ta a nie inna i dlaczego akurat ten wybór jest optymalny.
- Faktycznie, ciekawa kwestia. Jeśli podchodzimy do tego tak na poważnie. Z drugiej strony, niepoważne podchodzenie z założenia jest bardzo nie fair.
- Dokładnie, Pan Strauss jest byłym już chyba guru „artystów podrywu”. Jego książki z okresu gdy „rwał i ciągnął do łóżka wszystko co na drzewo nie uciekało” są u nas dostępne z drugiej ręki i to w cenie absurdalnej. Chętnych do skorzystania z porad niezbyt etycznych ale ponoć skutecznych na tyle aby zaciągnąć pannę do łóżka. Jest jak widać multum.
[link]
- O jaki on wybredny. Ja tam np. aż tak wybredny nie jestem. Po drzewach świetnie łażę. To i nie będę się tu akurat ograniczał. Masz może tę książeczkę o podrywie?
- Nie bardzo. Ale jak by co to chyba manga „Teoria Miłości” coś z tego może zawierać. Ostrzegam, facet w końcu wpadł w uzależnienie od częstej zmiany partnerek.
- Chyba mi to raczej nie grozi. Zresztą . . . jestem gotów na takie poświęcenie. Eeeech, byle tylko te porady były skuteczne.
- Gościowi i jego ekipie to chyba wychodziło. Byli dosyć sławni. Problem w tym, że on w końcu spotkał tę jedyną. Przynajmniej tak to obecnie postrzega. I zaczęły się problemy.
- Problem, a gdzie tu panie problem?
- W uzależnieniu. Pani chciała związku monogamicznego. On nie chciał się ograniczać. Zdrady, oszustwa itd.
- A kto by na jego miejscu chciał. Skoro tyle towarów do wyrwania a ty masz do tego skuteczną metodę. I co facet w końcu zrobił?
- Próbował terapii bo ciągle ją zdradzał. Nie dał rady i w końcu się rozstali. Gość próbował wszystkiego aby zapełnić tę stratę. Wszelkich poliamorycznych wariacji. W Komunie z wymianą partnerek jakiś zazdrośnik o mało nie odstrzelił mu łba. Wolny związek z trzema „wyzwolonymi” dziewczynami okazał się katastrofą.
- Oooo te trzy panie brzmią mi dosyć ciekawie.
- Tak! Dokładnie. To zresztą jest dosyć komiczne. Przynajmniej mnie to bawi. Ale, mnie bawią dziwne rzeczy. Opis tej relacji dokładnie pasuje do pewnej mangi. A zupełnie nie spodziewałem się, że przedstawiona w niej sytuacja może nieść znamiona czegoś realnego. Jak to napisał autor w tej swojej „Prawdzie”. Dziewczyny ciągle rywalizują o ciebie. Masz ciągłe dramy i latasz jak idiota gasząc pożary emocjonalne. A na koniec dnia złachany idziesz spać z poczuciem, że jesteś samolubnym potworem bo któraś z tych dziewczyn przez ciebie płacze. Idziesz spać sam na niewygodnej kanapie. Ich rywalizacja zupełnie wyklucza coś z tych rzeczy. I musiałbyś zrobić im solidne pranie mózgu, aby było inaczej. Czy coś mam to przypomina?
- No, nie bardzo kojarzę.
- Monster Musume, mój drogi. Naprawdę, mi to się skojarzyło, to wprost niewiarygodne. Jak autor oddał tam ten klimacik.
- Dobra, kapuję. OK musisz wybrać? Te wszystkie otwarte i oparte na braku głębszych zobowiązań układy nie działają. To masz na myśli?
- Tak. On też w końcu musiał. To nie działa. Trwałego i szczęśliwego związku z tego nie będzie. Taki jest jego wniosek. Zabawny nieprawdaż. Szkoda, że taki mało jakby popularny.
- Tak zwłaszcza w pewnych jedynie słusznych kręgach. Ale . . . co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie.
- Jakież Japońskie w idei to nasze przysłowie.
- I jak pasujące do obecnej sytuacji. Facet i wybór obecnie . . . cóż to za niestosowne zestawienie.
- No to nawet po tych ostatnich romansach widać. Bier co dają!
W kwestii bonusów dla zarządu
Serię zaczynam oglądać i generalnie zgadzam się z recenzentem. Niemniej przy okazji zupełnie innej dyskusji pojawiły się nam tu dosyć ciekawe kwestie.
Skoro Eiji jest popularny i wygadany, to jego wizerunek nie pasuje do bohatera tendencyjnego, z którym samotny, niepopularny wśród pań nastolatek mógłby się utożsamiać.
Czytam recenzję kolejny raz i tak zastanawiam się nad odpowiedzią na pytanie czym są te wszystkie historie oparte na schemacie „faceta z pociągu”. Tj. gdzie ten gość jest podrywany i zdobywany przez pannę. Ze szczególnym podkreśleniem tej sytuacji gdy on jest podrywany – afirmowany przez haremik. Czemu one są tak popularne?
Zwykle przy tej okazji w wiadomych kręgów dobiega nas warknięcie sarkazmem połączone z pogardliwym prychnięciem pod adresem wielbicieli gatunku. Czy to Strach? Może Wygoda? Albo Lenistwo? Trawożerne samce, brak . . no wiadomo czego oraz kryzys męskości itd. A bo to są rojenia zabidzonych i wycofanych piwniczaków czy innych pryszczatych kreatur bez powodzenia u płci przeciwnej. Serio, tylko tyle? Czy aż tyle?
A może jednak trzeba by na to spojrzeć jak na przejaw rozżalenia i marzeń o miłości ludzi którzy wyrzuceni są na ten margines. Wyrzuceni przez mechanizmy jakie obecnie działają w naszym społeczeństwie. W tej przestrzeni która dotyczy kojarzenia się par.
Jeśli to jest ich wyraz tęsknoty za przełamaniem egzystencjalnej samotności to mam się z tego śmiać? Z tęsknoty wykluczonych za afirmacją w tym względzie i możliwością dokonywania jakiegoś tam wyboru . . . bo tym chyba przecież w końcu jest ten haremik?
Do niedawna dziś całkiem średnia ale wyrachowana i amoralna laska bez większego trudu mogła sobie na jakimś portalu randkowym bez wielkiego problemu ogarniać w realu taki haremik złożony z kilku facetów. Facetów którzy o nią zabiegają ostro konkurując pomiędzy sobą. A ona wybiera z gromadki tego którego z nich zaszczyci swoją uwagą. Nie brzmi to znajomo?
[link]
Gromadka orbitujących wokół niej satelitów zapewniających pompowanie jej ego i portfela, no oczywiście czasem nie tylko tego. Czym niejednokrotnie zresztą panie chwalą się bez jakiegokolwiek zażenowania na blogu ku zazdrości koleżanek. O tym jak szuka . . . jak pracuje . . . nad swoją przyszłością. Aktywnie szukając „prawdziwej miłości”.
Biorąc to pod uwagę jestem trochę tym „warczeniem sarkazmem” w stosunku do panów związanym z tym schematem bardzo zdziwiony.
W sumie nie znam zbyt wielu tych haremowych produkcji. Ale czy ci protagoniści naciągają te laski? Prowadzą takie blogi obrabiając im to i owo? Mówią im do jakiej knajpy mogą być zaproszeni a do jakiej nie? Że laska ma zbyt kiepskie auto i zbyt mały prestiż? Brak sześciu stóp, sześciopaka i sześciocyfrowego dochodu dyskwalifikuje je z tego haremu? Serio? Chyba wygląda to tam lepiej niż to z czym panowie stykają się w realu.
Może czasem warto ugryźć się w język i przemyśleć sobie to warknięcie. Bo dla mnie obecnie taka maniera mocno kojarzy się z podwójnymi standardami.
Haremik? Że co? E . . . panowie . . . to przecież tak dla zarządu jest. Dla „tych” panów tylko jadowita drwina została przewidziana. Gdzie się pchacie z tymi swoimi marzeniami matoły.
Chociaż tu zdaje się . . . pacjentowi akurat się trafiło. I ma harem tylko jednej panny. Zabawne prawda?
„Na kawę nie pójdę. Ekspres mam w domu. Ma być obiad w luksusowej knajpie. Eeee wiesz co laska, gary to chyba też masz w domu. Smacznego.” ;-))
Bezseność po szkole . . parę ładnych kadrów
Ale w kwestii malowania . . .
[link]
[link]
[link]
mogę być po tym usprawiedliwiony.
Bezseność po szkole . . cz 1 Supergirl don't cry.
Te wspólne doświadczenia prowadzą do pojawienia się pomiędzy nimi troski i dbałości o potrzeby tej drugiej osoby. Pojawia się ta szczególna więź pozwalająca tym ludziom w wyjątkowy sposób razem znosić tę egzystencjalną samotność. Jak dla mnie bajka.
Jedną z najlepszych takich opowieści był film
[link]
Zagubione Serca. Film wg mnie bardzo niesłusznie obecnie zapomniany.
Ale powiedzmy szczerze jak by mi ktoś powiedział, że zobaczę coś takiego i to w komiksie. Do tego Japońskim, z nastolatkami w roli głównej. To zaproponował bym mu, żeby przestał pić alko na jakiś dłuższy czas. Bo to mu najwyraźniej bardzo nie służy. A jednak! Jest. Bez wątku sensacyjnego. W niewinnym wydaniu bardzo grzecznych nastolatków. Jak dla mnie te narracje są bardzo podobne. Zagubienie głównych bohaterów i wzajemne wsparcie jakiego sobie udzielą też podobne. Chociaż . . . ich wiek ma swoje ograniczenia.
Chłopak z przeszłością i dziewczyna po przejściach? Ale to przecież nastolatki? To prawda, ale
chyba jakoś bardzo wcześnie dojrzałe. Ta dojrzałość trochę smuci. Ale i buduje pewną napiętą atmosferę.
Jak dla mnie graficznie to jest bajka. Wydaje mi się, że autorka maluje nam tu mangę . .. . a nie rysuje. I to jej naprawdę nieźle wychodzi.
Sporo kadrów . . . prosi się o płótno i pędzel. Przynajmniej ja tak to odbieram. Dlatego jest tak mało dynamicznie. Trzeba przyznać, że Pani Makoto niezmiennie trzyma bardzo wysoką formę.
Wydaje mi się, że autorka maluje nam tu mangę . .. . a nie rysuje. I to jej naprawdę nieźle wychodzi.
Przyznaję, że jak dla mnie to w dziedzinie skrupulatnego budowania ciekawych, ciepłych ale skomplikowanych postaci autorka osiągnęła wspaniałe rezultaty
Nie da się ukryć, że zżyłem się i przywiązałem do tej pary. Uważam, że mają fascynująco zbudowane portrety psychologiczne. Każde ma jakieś bolesne traumy z którymi muszą się teraz razem zmagać. Widzę te ich sznureczki i bardzo mi się to podoba.
Oj to naprawdę nie jest pierwsza lepsza banalna historyka. Czekam niecierpliwie co przyniesie nam wymyślona przez autorkę przyszłość.
Ostatnio za każdym razem jak wracam myślami do tych naszych bohaterów, a zwłaszcza do tej pełnej apetytu na życie dziewczyny w głowie natychmiast rozbrzmiewa mi i długo za mną chodzi ta piosenka.
[link]
I jak w tej piosence żywiołowość tej supergirl kryje w sobie pokłady goryczy.
Ale o tym może następnym razem.
Jego kręci bo ona kręci . ..
Jego zirytowana panna odchodzi od kompa na którym kolejną godzinę pisze o tym jacy to faceci są do bani. A ten jej zwłaszcza. Staje przed nim i wyraźnie zirytowana oraz zazdrosna zrzuca ciuchy. Mówiąc przy tym: „przestań oglądać to porno, lampić się na obce laski, jestem tu, teraz mam na to czas i chęci. Natychmiast masz się mną zająć a nie tymi zdzirami, ech wam facetom to tylko jedno w głowie.”
„Nie jestem gorsza od nich. Na pewno potrafię zrobić to samo co one. Czym tu się jarać. Odpowiadaj!”
O już skończyłaś z mediami społecznościowymi? Coś dziś szybko? Facet zdziwiony spogląda na nią. A potem z rezygnacją kiwa głową. „Nie . . niestety nie potrafisz zrobić tego co ona.” „Właśnie oglądam jak pewna dziewczyna robi sernik niespodziankę na urodziny swojemu chłopakowi. Nawet nie próbuj, zdecydowanie. Ja tam chcę żyć”.
Kobieta która kręci sernik . . . o i to jest marzenie.
Coś o pewnych pojęciach . . .
Na pewnym renomowanym uniwersytecie co roku prowadzony jest konkurs. Uczestnicy mają podać najkrótsze i najlepsze zdanie – Haiku oddające najpełniej idee podawane im w trzech wylosowanych słowach.
Na ostatnim takim spotkaniu wylosowano następujące trzy słowa.
Były to „pokój”,„spokój”,„szczęście”. 500 uczestników starało się oddać te idee w możliwie najbardziej lakoniczny sposób. Wygrał mężczyzna który zawarł to w dwóch słowach: „Żona śpi”.
Sala zgotowała mu owacje na stojąco. Szef jury ze łzami w oczach wykrzykiwał „geniusz”, „geniusz”, „a ta błyskotliwa ironia”, „genialne”.
Gdy aplauz opadł pewien młody poeta zgłosił jedno zastrzeżenie. „Moim zdaniem pojęcie szczęścia nie jest tu wystarczająco reprezentowane”. „A ta ironia starszych kolegów jest trochę zbyt zjadliwa i nie na miejscu”. „Ja bym tu dodał: Wtulona we mnie.”
Wystąpienie wywołało niejaką konsternację i wszystkie oczy zwróciły się na aktualnego triumfatora z oczekiwaniem wyjaśnienia.
„Ależ szanowni państwo. Jeśli chodzi o mnie to uważam, że szczęścia jest tu wystarczająco dużo. Dla mnie zawiera się ono w tym fakcie, że żona jest. I jeśli macie problem ze zrozumieniem tego to mogę Wam tylko współczuć.”
Po dłuższej chwili ciszy, zakończonej głębokim westchnieniem zazdrości, ponownie rozległy się gromkie owacje.
A to tak w kwestii mężczyzn którzy nie lubią kobiet. Jak by ktoś miał wątpliwości.
Toradorcia 5, Demon w orzechowym spojrzeniu?
- Pracujemy nad tym. Spoko. Ale z czymś się lekko wysypaliśmy i chyba warto o tym już wspomnieć.
- No niech zgadnę. Demony Tajgi? E no, tak jasne dziewczę tsun tsun cóś tam a ty ty głębszych przyczyn będziesz się doszukiwał. Wysypałeś się w komentarzu. Ale tu nie ma co kombnować. Faceci przecież uwielbiają zołzy. No to i jest, do tego taka w sumie wzorcowa. Normalnie można by ją do Sevr wysłać. Agresja, niestabilność emocjonalna, zero wdzięczności. Proste jak budowa cepa.
- Ok. Może tak a może nie. Można sobie uznać, że Ruuji po prostu jest masochistą. A ona to zwykła sadystka i dlatego tak dobrze się dogadują. Chyba sporo osób tak to chce postrzegać. Nie wiem czy to nie mówi więcej o nich, niż o tych postaciach jakie nam tu wrzuciła autorka.
- Ale to przecież na serio trochę tak wygląda.
- Niestety w anime brak pewnej warstwy którą mamy w LN. Warstwy przemyśleń chłopaka. I dlatego pewne sprawy są bardziej ukryte.
- I cóż tam mamy w tej warstwie?
- Jest taka scena gdzie Tajga zamiast Godzilli atakuje infrastrukturę energetyczną Japonii. Jaka Godzilla taki atak . . . kopie jeden słup.
- Co samo w sobie mądre nie jest. No i zbyt bezpieczne też nie.
- Dokładnie. Ale ciekawe rzeczy w tle tego ataku pisze nam autorka.
- Hmmm faktycznie. Kobita wyraźnie tu sugeruje obecność jakiegoś demona. I niech ją ten demon w ten jej tyłek tak ugryzie. Jak nic ona sobie jaja z czytelnika robi zachęcając do szukania właściwego potwora.
- Można odnieść takie wrażenie. Straszna małpa z tej autorki, już widać skąd wzięła tę brzydką część osobowości Ami. Wystarczyło panci zerknąć w lustereczko. Nie ma co.
- Daje jeszcze jakieś wskazówki?
- Tylko tyle jeszcze znalazłem.
- Psia natura chłopaka nagle nam się jakby wyjaśniła? Ciekawe. Wiesz co, nomen omen . . . czy my przypadkiem nie demonizujemy tego co napisała autorka.
- No przyznam się szczerze, że to nie jest raczej osoba pisząca co jej ślina na język przyniesie. Dlatego chętnie poszukam sobie tego potwora. A mam wrażenie, że to nie jest taka zwykła mała maszkara. Zapowiada się chyba na jakiś solidny kaliber. W sumie to już ona ma nieźle namotane w życiu.
- Nie no ja też bardzo ciekawy jestem. Tylko czy my znajdziemy tę bestię. Wygląda na nieźle zakamuflowaną. Chyba jest przeznaczona do użytku, w całej okazałości, w części która się nie pojawiła.
- Na to wygląda. To może być naprawdę niezła zabawa z jej szukaniem. Na podstawie poszlak jakie nam zostawiła autorka. To chyba zresztą jest robota celowa. Zabawa w chowanego.
- Co tak naprawdę kryje się za tymi orzechowymi oczętami?
- Właśnie co?
[link]
No wiec…Czlowiek to istota mysląca i wlasne zdanie ma prawo zweryfikować.
Bo po weryfikacji własnego punktu widzenia, lub po zetknięciu z cudzą, odmienną optyką ma pełne prawo zobaczyć wszystko inaczej.
W kwestii pustoty czy pełności dziuni Uzaki także.
Co wiecej mnie pierwszy odcinek pierwszej tej serii zauroczył. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona. A potem po kilku miesiacach oglądając serial od nowa te różowe okularki mi spadły.
Wiesz…Ja tez na poczatku widziałam ten uśmiech szeroki i patrzyłam pozytywnie na to anime. Niestety postacie poboczne jak i reszta serialu już mi się tak wesola nie wydała. Delikatnie rzecz ujmując.
Tak że…ponoć tylko ... nie zmienia poglądów ;)
Ja weryfikuję czasami moje pozytywne lub negatywne oceny.
A czasami utwierdzam w przekonaniu o serii.
Ponowny seans Nagatoro poprawił moje zdanie.
Ponowny seans Uzaki mocno mi je obniżył.
I to chyba tyle w kwestii Uzaki.
A lista poprawiła mi humor.
Tylko wiesz nawet te x punktów to za mało. Bo moze byc jedna lub dwie cechy tak uciażliwe że obraz Mary Sue lub Garego Stu rozpada się w proch i pył niczym najsłabsze ogniwo łańcucha…
I to nad tym ogniwem lub dwoma przede wszystkim trzeba się pochylić i je naprawić ;) ale to tak na marginesie ;))
Toradorcia 4 Minori
- Owszem, chociaż dla mnie to postać stanowczo mniej ciekawa niż Ami. Prawdę powiedziawszy to nasza wonder‑woman dosyć mocno działa mi na nerwy. Kompletnie nie rozumiem i nie czuję tej postaci. Jak dla mnie to ona zachowuje się głupio i sztucznie. Te jej egzaltowane pozy i wyskoki . . . w połączeniu z dziwną mimiką . Przyznać muszę, że ciągle kojarzyła mi się z klaunem. Jak by tego było mało, to jeszcze ta jej pomarańczowa grzywa. Dziwaczna fryzura tylko potęgowała to niekorzystne wrażenie. Normalnie arlekinada na całego.
- Tak, zdaje się wielu ludzi miało podobne odczucia wobec niej. Jeśli poczytać np. stare fora. To taka narracja pojawiała się tam dosyć powszechnie. Chociaż nie brakowało i nadal nie brakuje jej zagorzałych wielbicieli. Przyznaję, że początkowo również podzielałem to niezbyt pochlebne o niej zdanie.
Ale tylko do momentu gdy dojrzałem jak mocno przynajmniej wg mnie poraniona jest to postać. To wcale nie jest postać komiczna.
- Ten różowowłosy, wiecznie zaganiany, softbalowy klaun? Nie mylisz ty tu czasem osób?
- Co w tym dziwnego, jeśli dobrze pamiętam to jeden z klasycznych cyrkowych klaunów jest smutnym komediantem. Według mnie przynajmniej tu mamy identyczną sytuację. Moim zdaniem wystarczy tylko zerknąć bardziej pod tę jej maseczkę i nie słuchać zbyt dosłownie głupot które o sobie wciąż plecie. A tak właściwie to wystarczy zastosować odpowiednią interpretację taki filtr czy też protokół. Ona przecież w sumie nigdy nie kłamie i mówi o sobie wprost. Tyle, że nikt chyba tak na prawdę jej nie słucha. Pewien gość na pewnym starym forum genialnie podsumował tę postać pisząc, że ma wrażenie, iż jest to niechciane dziecko.
- Eeeee, jak on na to wpadł?
- Przyjrzał się jej pokojowi. W tym odcinku wigilijnym. I on ma rację, to już pokój w bidulu jaki tam widzimy, w porównaniu z jej lokum wygląda na cieplutki, przytulny i radosny. Biorąc pod uwagę jaką rolę symbolu pełni w tej historii pokój Taigi. Chyba trzeba by się z tym zgodzić, że tu może być podobnie.
- A ty to tak bezkrytycznie kupiłeś? To przecież jeden kadr?
- Owszem, ale . . . jak dla mnie to jej rower też sprawia wrażenie bardzo sfatygowanego, tak samo jak jej łóżko w tym pokoju. Przedpokój w domu gdzie mieszka, ten który widzimy w tle, gdy Taiga zaprasza ją na imprezę świąteczną, wg mnie też jest taki. Tak w ogóle to jej ciuchy również tak jakoś wyglądają na dosyć tandetne. Czy ona na pewno nosi się jak chłopak bo tego chce? Czy może nie ma wyjścia? Sztafeta ciuchów w biednych rodzinach to norma. Może nawet nosić coś co potem ten jej młodszy brat dostaje. Albo to kawał chłopa, i jest odwrotnie.
- Ale przecież zarabia kasę . . . coś by sobie kupiła. Stać ją na to.
- Zarabia na studia. Starzy przecież skupiają się na chłopaku. To on jest nadzieją rodu. Ty dziewczyno radź sobie sama. Przecież ona w sumie to mówi wprost. To chyba jest ten przypadek gdy rodzina ceni sobie wyłącznie tego męskiego potomka. Część żeńską mając w wielkiej pogardzie. Ta pogarda ma bardzo realny wymiar. Obecnie w Chinach brakuje . . . jeśli dobrze to pamiętam to chyba jakieś 350 mln kobiet. W roku ognistego konia w Japonii urodziło się bardzo mało dziewczynek. Bo nikt nie chciał mieć krnąbrnej i nieposłusznej córki. I co nieco się im skrobnęło aby temu zapobiec.
- Tak, to prawda, ona nawet to mówi. Z goryczą wspomina, że jest lepsza od brata w baseball ale to się dla nich nie liczy. I to brat jest oczkiem w głowie. Ja faktycznie kiedyś nawet coś czytałem o licealistach z biedniejszych rodzin bardzo wcześnie zarabiających na swój lepszy start. W tej Japonii to dosyć powszechne. Myślisz, że to może być taki przypadek?
- Tak podejrzewam. Jest sporo poszlak na to wskazujących. W pewnym momencie gdy Takatsu pyta Tajgę to czemu Minori ciągle pracuje, dostaje odpowiedź sugerującą takie problemy. Według mnie dlatego tak gorzko brzmi to jej „nie mogę polegać na tym czego nie widzę” przy tym gadaniu o duchach. Nie w głowie jej romanse, jakieś tam romantyczne głupoty itd. a tu serducho nie sługa. Niestety biedactwo zakochało się w równie jak ona sama biednym Takatsu jeszcze przed początkiem całej afery.
- Ale Ty to masz na to jakieś dowody? Tj. jakieś wsparcie? Jak mawia Shrek.
- A proszę, mówi to sama: [link], według mnie tego pierwszego dnia widzimy jej ostrożną próbę zbliżenia się do Ryuuii. To jej . . . o zapamiętałeś imię, Takasu. To ostrożne zagajenie tematu.
- Ty, to może to starcie Ryuui z Tajgą też nie jest przypadkowe? Zazdrość albo obawa o przyjaciółkę?
- Całkiem możliwe, jeśli Tajga zwęszyła pismo nosem. I chciała np. przepłoszyć „niegodnego” jej zdaniem kandydata. I tu nic nie jest wtedy przypadkiem.
- Czyli proponując mu pomoc w zdobyciu Minorin w zamian za to samo wobec przewodniczącego, daje mu w sumie coś co on i tak już ma? Niezły wał, nie ma co.
- Zgadza się, jak tylko potwierdza, że gościowi naprawdę zależy na Minori. A dajmy na to, że ona dobrze wie w co się tu gra, obiecuje mu pomóc ale za przysługę. Wie przy tym, że nie będzie miała najmniejszego kłopotu ze zorganizowaniem mu tego. To wymaga zero wysiłku z jej strony, to już i tak się stało. Wystarczy teraz tylko cynicznie wykorzystać tę okazję. Która przecież sama pcha się w jej łapki. Cóż za wygodny układ. Staje się panią sytuacji. Może do woli szarpać za tę jego smycz.
- No to nieźle Taiga narozrabiała! Tak to rozwalić w drobiezgi. Tylko ta mała tak potrafi.
- Cudowne jest ich wspólne spotkanie z Minori gdy idą pierwszy raz razem do szkoły. Kushieda widząc tę parę jest szczerze wstrząśnięta. Oto najlepsza koleżanka odbija jej wymarzonego chłopaka. Oni co prawda zaraz zaprzeczają. Ale potem wygląda to tak jednoznacznie, no i klasa swoje przecież wie.
- Czyli wychodzi na to, że w tym układzie ta scena na dachu nie jest taka idiotyczna jak dotąd uważałem. Wycofane niechciane dziecko, z kłopotliwym układem rodzinnym i niską samooceną łatwo zrezygnuje z tego „czego nie może zobaczyć” dla przyjaciółki. Zwłaszcza, że według niej nie potrafiła wystarczająco pomóc Tajdze i teraz ma wobec niej pewien dług. A uznaje najwyraźniej, że mała złośnica ma od niej jeszcze gorzej. I to Taidze należy się tu pomoc.
- Ej no to co z tą Taigą?
- Nie jestem pewien. Może kiedyś . . . to rozgryziemy?
- Nieźle. Dlatego ta mała jest taka ucieszona w tej willi Ami na wakacjach. Tajga i Takatsu chcą pokazać jej ducha. Co bardzo ją cieszy. Ona też chce pokazać komuś tego ducha. Ale okazuje niestety, że nastraszony ktoś zamiast biec i ją ratować. Spędza noc wspierając kogoś innego. Niezły zonk, nie ma co. Można po czymś takim zupełnie zgłupieć. W sumie dziewczyna ma ciągły rollercoaster emocjonalny. Taiga zaprzecza związkowi z Takatsu i ustawia klasę robiąc im kipisz. Minori od razu próbuje z nim zagadać ale ten leci sprawdzić jak Taiga radzi sobie z wyznaniem. Niezły cyrk z rolą w sam raz dla smutnego klauna.
- Myślisz, że ona w ten świąteczny wieczór idzie do Taigi jak ten Kopciuszek do wróżki z reklamacją? Ej . . . no ustawiłaś mi bal . . . ale gdzie kiecka i pantofelki? Bo ja to raczej nie mam?
- Całkiem możliwe. Tylko okazuje się, że ta wróżka wyje za księciem. I jak tu teraz się zachować.
- W tym kontekście to ta jej ofiara z oszczędności na rzecz uciekającej pary, to „wdowi grosz”. Ona dla nich poświęca swoją przyszłość.
No trochę to wali w łeb.
- Tak zbyt lekko tej dziewczynie w życiu nie jest. Oczywiście jeśli dobrze czytamy „powietrze” i to o czym piszemy autorka naprawdę zszyła w tle.
- Ale to chyba wyjaśnia nam kilka kiepsko pasujących elementów w logiczny i spójny sposób.
- No i trochę to zmienia mój pogląd na tę postać. Właściwie to nawet bardziej niż trochę. Teraz to nawet bardzo ją polubiłem.
- Niewątpliwie, warto o tym pomyśleć. Może przy okazji oglądania i słuchania czegoś takiego.
[link]
Trzeba przyznać ktoś zrobił tu naprawdę niesamowitą robotę.
- Chyba kiedyś warto było by napisać coś o relacji matka syn. To bardzo ciekawy wątek.
- Ale nadal parę spraw jeszcze trzeba tu sobie wyjaśnić.
- Tak całkiem możliwe, że CDN.
Toradorcia cz 3 Kotlety Ami
- Wbrew pozorom sprawa nie jest banalna.
- Kotlety? Najtrywialniejsza sprawa na świecie. Mięcho + patelnia i odrobina tłuszczu. Żadna z tym filozofia. Nie komplikujmy tego na siłę.
- Matko co ty bredzisz. Widać „daleko od kuchni” panciowi i to bardzo. Proszę bardzo najlepszy przepis na schabowe. [link] I co? Jeśli to ma być porządnie zrobione wymaga sporo zachodu. Ale za to jak to potem smakuje.
- Wróćmy może lepiej do tej nie mniej apetycznej, niż te schaboszczaki Ami.
- A tak. Odsłona pierwsza, Ami w jaskini złośliwie pyta Ryui czy bałby się i czuł by się samotny gdyby go teraz zostawiła samego. Ryui załapał jakie jest znaczenie tego jej pytania. I odpowiada wieczorem tego dnia. Owszem czułbym się bardzo samotny. Ale nie sądzę abyś była osobą robiącą coś takiego.
- Sądzisz, że ona odniosła się tu do swojej sytuacji? Potwierdzało by to nasze przypuszczenie co do jej motywów przez które interesuje się takim chłopakiem. Czuje się biedna, samotna i porzucona przez rodziców celebrytów. Szuka kogoś z inteligencją emocjonalną pozwalającą wyczuć jej zagubienie.
- Tak, coś takiego. I cieszy ją, że chłopak jest na tyle bystry aby to zauważyć. To, że ocenia ją tak dobrze też bardzo ją cieszy. Dla niej to najwyraźniej bardzo ważne wsparcie.
- Dobra ale gdzie te kotlety? Tam było przecież wyśmienite Curry.
- Chwila. Po festiwalu i tym całym zamieszaniu jakie z tym było związane. Taiga otrzymuje status lokalnego bóstwa, uszczęśliwiającego wszystkich. Uszczęśliwia za pomocą dotyku. Smarowanie i kopniaczki też tu się liczą. I są tacy desperaci którzy garną się jej pod tę jakże ciętą rączkę i nóżkę. Cała buda aż o tym huczy. Tylko jeden Ryui zastanawia się, jak cyniczne jest to, że ona najwyraźniej nie może uszczęśliwić siebie samej. Ami najwyraźniej kpi sobie z tej pogłoski.
- No i gdzie tu te kotlety?
- Zaraz, zaraz bez pośpiechu, co najmniej 3 minuty z każdej strony, bo je spalimy. Cierpliwości. Koleżanki Ami wzdychają, że im też przydało by się trochę tego szczęścia. Bo niestety nie mają prezencji Ami. I te ciut dodatkowego fartu w miłości było by jak najbardziej pożądane. Ale one niestety nie dostąpiły zaszczytu kontaktu fizycznego z Tajgą.
- Kotletów nadal nie widzę, a już narobiłeś mi smaku. Do brzegu . . .!
- Ami wbrew rozsądkowi postanawia sprawdzić czy może coś jest w tej legendzie. I jak tonący brzytwy łapie się myśli, że może teraz będzie miała ciut więcej szczęścia z Ryuim. I jak to w animcach bywa bez problemu namierza go zaraz w markecie. Przy wybieraniu mięsa.
- Oho no to czuję już te kotlety.
- Tak, chłopak zastanawia się co kupić na obiad dla Tajgi. Bo chce jej poprawić humor po przejściach z ojcem.
- Uuuu, czyli Ami coś nie chyba nie jakby pykło? Szczęśliwy dotyk nie zadziałał?
- Tak, rozczarowana tym Ami, złośliwie radzi mu aby poszedł tu w ilość mięsa. A nie w jakość, bo Tajga raczej żarta jest niesłychanie. A napchana nie będzie taka uciążliwa.
- Chłopak całkowicie zgadza się tu z nią. I dziękuje za radę jak uszczęśliwić złośnicę. Dobijając tym Ami jeszcze bardziej.
- Bardzo rozczarowanej dziewczynie, wymyka się, że Tajga już jest szczęśliwa skoro ma kogoś kto tak o nią dba. Kogoś kto robi dla niej kotlety.
- To rozczarowanie, nie umyka chłopakowi. Po wyjściu wręcza Ami dwie tacki z mięsem. Dając jej przy tym pewną lekcję. A mianowicie tę aby nie była takim dzieciakiem i aby najpierw nauczyła się troszczyć sama o siebie. Zrób sobie sama te kotlety, bo źle wyglądasz.
Zadbaj o siebie sama bo na to zasługujesz. Możesz i potrafisz to zrobić. Nie szukaj szczęścia w drugim człowieku. Szukaj go w sobie.
Dopiero potem szukaj drugiej osoby do bycia razem. Ale najpierw ogarnij to dbanie o siebie.
- Kotlecik samoakceptacji, do tego puree samodzielności i suróweczka z poczucia własnej wartości? Bardzo zdrowe i pożywne danie jak widać serwuje tu jej Ryui.
- Tak, ale zdaje się jest to skuteczna dieta. Biorąc pod uwagę rozmowę jaką Ami potem odbywa z matką.
- Nie przesadzamy z mistyką tych kotletów? Zapewne będą tacy którzy zarzucą nam zbyt wnikliwe szukanie głębszych znaczeń. I będą cisnęli z nas bekę.
- Nie obejdzie nas to. Zapewne cios szczęścia patelnią bez ten ich pusty łeb. W razie czego uleczy trochę tę złośliwą ironię. Guz jest gwarantowany. Co do szczęścia to są dosyć poważne zastrzeżenia. Ale co szkodzi zaryzykować.
Toradorcia cz 2 Ami
- Owszem ludzie nadal to zaglądają do tematu. Ale im się nie dziwię. Nostalgia, no i to jest wg. mnie jedna z najlepszych opowieści tego rodzaju. Jak na anime, mangę i LN to są tu niezwykle ciekawie zbudowane i dobrane postaci.
- No tak a poza tym co się dziwić, anime zrobiło naprawdę świetną robotę. Ale to fakt, że całość opiera się na bohaterach którzy mają naprawdę fascynująco nakreślone wnętrze i motywy. Tak dobry film byłby trudny do zrobienia bez czegoś takiego jak to LN u podstawy scenariusza.
- Chyba przesadzasz z tym chwaleniem postaci. Przecież Tajgi olbrzymia rzesza widzów serdecznie nie cierpi, a cześć najwyraźniej nienawidzi. Co zresztą pewna miła rozmówczyni mocno nam kiedyś tam uświadomiła. Za co zresztą warto podziękować. Zaprawdę zupełnie nie mam pojęcia dlaczego autorka dała jej na początku tego tak wkurzające ludzi usposobienie. Chyba tylko i wyłącznie po to aby lepiej ten późniejszy jej progres zaakcentować.
- Może i tak było, a może to coś innego. Może moda na tsundere była wtedy akurat wręcz obowiązkowa, wymóg zamawiającego? Przymus wydawnictwa? Albo jakaś misterna pułapka na czytelnika? Trudno dociec. Temat do przemyślenia. Mam wrażenie, że coś nam tu umyka? Jakieś podstępne zamierzenie autorki?
- Prześledziłem sobie wątki na pewnym omszałym forum, dokładnie to z czasów premiery animca. Okazuje się, że ludziska na serio kibicowali pozostałym dwóm damskim opcjom. Z Ami Kawashimą na pierwszym miejscu.
- Owszem, jak się tak pogrzebie to widać, że postać Ami faktycznie zdobyła wtedy niebywałą popularność i to chyba trwa do dziś. Tę nostalgię widać np. w tych różnych klipach z animca.
- O i jakoś wtedy nie było zbyt wielu warczących sarkazmem: No jasne , taka laska i do tego dziana z takim niezebranym typem. Też mi pomysł. Oczywiście przyjmując założenie, że ona brała to na serio. A nie tylko robiła tej małej wnerwiającej na złość. Jak sądzą niektórzy.
- Faktycznie, trudno uwierzyć w taki układ. Dziewczyna sukcesu, bogata i sławna. Zakochana w . . . tak kiepsko ustawionym chłopaku. Wielu to się nie składa. Po co? Dlaczego? Przecież dziś kobiety z reguły tak nie funkcjonują.
- Owszem. Tak naprawdę jedyne co ten chłopak ma to ta ciepła relacja z matką i pewne ogarnięcie życiowe jakie wymusiła na nim jego sytuacja. I jedynym wyjaśnieniem tego jej zakochania jest pragnienie posiadania czegoś takiego jak ciepły związek. Dziewczyna chce tego w ramach rekompensaty za opuszczenie jej przez bardzo zajętych i zabiegających o sławę rodziców? Taki ciepły kompres na złamane serduszko zaniedbanej przez rodziców‑celebrytów pannicy? W sumie dosyć to samolubne. W każdym bądź razie, coś w tym stylu. Może nawet jest w tym element buntu przeciw sytuacji w jakiej się znalazła. Ale stawiam na to, że ona bierze raczej tak na serio całą sprawę.
- Nie, no bez przyjęcia tego trójkąta wokół Takatsu w sposób poważny, to całe to zamieszanie jest bez sensu.
- Dobra ale ta konfiguracja uczuć wygląda ciut irracjonalnie. Czyż nie?
- Tak? Irracjonalnie to wygląda dopiero w cieniu jaki wg. mnie to rzuciło. Tam dopiero pojechali z niedobraniem pary, i przesłodkim romantyzmem na całego, tak na dokładkę.
- O czym Ty teraz mówisz?
- „Ciemne chmury w moim sercu” mój drogi. Wg. mnie tamta gówna bohaterka to nic innego jak maska miłej, słodkiej – kawaii nastolatki. Żywcem zdarta z Ami, tj. to jest ta postać jaką ona stara się kreować w klasie dla obcych. Na zewnątrz przecież jest zero złości i negatywnych emocji. Takie dziewczę dobre i do bólu nieskomplikowane. Ok. dobre ale niezbyt mądre ciele powiedzą nam tu złośliwe panie, bo panowie to raczej padają przed tym wcieleniem plackiem do tego z nieprzytomnym zachwytem w oczach. To coś co żywcem wyskoczyło nam z kart bajek o takowych panienkach. Oczywiście obowiązkowo zakochane jest w chłopaku delikatnie mówiąc zakompleksionym, nijakim i wycofanym.
Nasza pannica też jest, a jakże modelką, ma do tego niepochamowany pociąg do słodyczy. Ale żadni „rycerze diety” nie muszą tu interweniować. Jej cudowna przemiana materii sprawia, że skutków w postaci jakiejś oponki jak u Ami zero. No naprawdę jest czego pozazdrościć, i to wszystko tak bez większego wysiłku. A tak jasne! Na imię ma Anna – zdaje się jak matka Ami. Itd., itd. Stalker obowiązkowo też jest . . . no ale jak jest modelka. To przecież nie ma przebacz co by się choć jeden taki nie trafił.
- I co taki klon z części osobowości naszej bohaterki daje radę?
- Nawet można to obejrzeć i to z pewną dozą przyjemności. Oj no, tak po prawdzie to na pewnym poziomie człowiek ma wręcz niesamowitą radochę. A już niektórzy widzowie grzeją się tym wprost nieprzyzwoicie. Ale nie da się ukryć. Jak się potem po seansie włączy myślenie. Eeech gdzie tam tej postaci do jej pierwowzoru, wg. mnie przynajmniej. Chociaż akurat ta słodycz i prostota jaką jej zafundowali ma ten swój magnetyczny urok, dla panów zwłaszcza. O tej spokojnej stonowanej prostolinijności, koleżeństwie i życzliwości które temu towarzyszą nie wspominając. Bajka po prostu. Przesłodzone tylko trochę to wszystko.
- Przesłodzone? Chyba zbyt częste obcowanie z tym animcem może grozić cukrzycą. No i to jest uproszczone do samego sedna. Chociaż w sumie na koniec przecież nam Ami też się wyrobiła w tym kierunku. W finale bardzo ładnie popycha akcję w kierunku wyjaśnienia całego tego galimatiasu sercowego. Staje się dobrym duchem tego towarzystwa wymuszając wreszcie jasne deklaracje ze strony uczestników tego zamieszania uczuciowego. Bez niej tego by nie było. Pomaga im aby szczerze i w prawdzie wyjaśnili sobie co czują. I robi to całkiem bezinteresownie.
- Owszem wielu tak to postrzega. Ale mnie tu jednak zastanawia tu pewne jej wyznanie. Gdy Taiga oświadcza, że ma zamiar na wycieczce ponownie podjąć próbę zeswatania Takatsu z Minori. I żąda aby Ami jej w tym nie przeszkadzała swoją osobą. To ta kolejna i być może ostatnia próba załatwienia tej sprawy zdaje się bardzo Ami cieszyć. Chwilę potem ona mówi Takatsu wprost – Mam nadzieję, że tylko ty będziesz cierpiał.”
- No i co, widać troszczy o resztę pań. Dobra z niej koleżanka. Hmm, no faktycznie, chyba . . .troszczy?
- Właśnie, a ja mam wrażenie, że ona szczerze przyznaje się tu do czegoś zupełnie innego. Jedynym układem pomiędzy Tajgą i Minori w którym cierpiał by tylko Takatsu. Było by doprowadzenie do rozwiązania w którym obie dziewczyny zrezygnowały by z naszego amanta. Tj. dobre przyjaciółki nie mogąc pogodzić się z tym, że przysporzą tym cierpienia swojej najbliższej bratniej duszy rezygnują ze „zbira” Takatsu. W imię dobra ich przyjaźni. Obie boli ale jakby mniej. Bo to one zrywają, i żadna z nich nie musi godzić się z tym, że ma go ta druga. Zachowają swoją bezcenną przyjaźń.
- Aaaa rozumiem i wtedy ktoś musi pocieszyć biednego odrzuconego chłopaka. O jakie szczęście, że taka osoba jest tuż obok, prawda. No tak, niezłe zagranie. Czyli tak naprawdę ona mówi mu. Mam jednak nadzieję, że jeszcze będziesz mój. I fani mieli by upragnione rozwiązanie, a my nieszablonowe zakończenie.
- Tak mi się wydaje. Jest też w tym co Ona mówi trochę satysfakcji z rewanżu jaki przynosi mu los za to wcześniejsze jej odrzucenie. Ale chyba i sporo nadziei na ew. coś potem. I takich zakamuflowanych kwiatków jest tej historii wg. mnie dużo więcej. To nie jest prosta przesłodzona historyjka tak jak wiele innych z tych w mundurek szkolny odzianych. Uważam, że to jest naprawdę bardzo dobrze napisane. Na tyle dobrze, że nawet ta „wykastrowana” z części swojej osobowości postać nieźle sobie radzi w zupełnie innej opowieści. I to bez jakiegoś większego problemu, czyniąc ją dosyć interesującą.
- To na koniec kwestia symboliki tych automatów? Ktoś tam uważał, ze to symbol życia tej dziewczyny. Życia które ona sprzedaje mediom. Symbol tego, że ona jest produktem.
- Nie wydaje mi się. Jeśli już mamy tu jakąś symbolikę. A tego w sumie nie wykluczam. A to nie jest zresztą wcale takie głupie. To jest to według mnie symbol tych naszych czasów. Takich gdzie na miłość patrzymy już jak na jakiś produkt. Ona ma być taka jakiej chcemy. W takim jaki żądamy kolorze, smaku no i do tego dostępna natychmiast po wrzuceniu monety oraz naciśnięciu odpowiedniego guzika z wyborem tego pożądanego przez konsumenta rodzaju.
– A to przecież, jak zauważyła pewna ogarnięta babka, jest przecież potwór : „którego boją się bogowie i ludzie…”
- Tu wg. mnie Ami dostaje, ale i sama daje lekcję, na temat tego, że to tak nie działa. To nie podlega prawom rynku i naszym zachciankom. Czas dorosnąć. I pogodzić się, że to czasem boli. Jak to powiedział pewien umierający na raka chłopak w pewnej powieści: „Nie mogę wybrać sobie czy zostanę zraniony czy nie. Mogę tylko wybrać osobę której pozwolę na to aby mogła mnie zranić. Mi bardzo podoba się mój wybór.” I tej satysfakcji z tego wyboru życzymy czytającym.
- Może i tak jest jak mówisz. Nie za głębokie to przypadkiem jak na mangę? Nie sięgamy za głęboko?
- Zerknij sobie na ten pierwszy filmik w tym temacie. Ten z Ami który zamieściliśmy powyżej.
[link]
[link]
- Chmm, faktycznie. Być może w tej historii to wszystko nie jest takie proste i łatwe. Takie po prostu kawaii.
- To może jeszcze kiedyś coś np. o Minori?
[link]
- Ech, pożyjemy, zobaczymy. Może potem.
- Tak naprawdę to potrzebne są nam tu teraz kotlety schabowe a’la Kawashima. Zdaje się mogą one wiele wyjaśnić w kwestiach które ostatnio sobie krążą gdzieś w przestrzeni.
- Schabowe? Ale to nie jest dietetyczne!
- Trudno! Człowiek czasem musi się poświęcić. A ja jestem na to gotowy. Bądź facetem weź to na klatę, albo może raczej w ten pas.
Toradorcia cz 1
- Nie staroć, a klasyka. Do tego u nas dzięki wydawnictwu nadal niezakończona. Dzięki temu toż to przecież aktualna świeżyzna jest LN i manga w polska language nie zakończone. Właściwie całość tego znamy tylko i wyłącznie z anime. Które co prawda starzeje się . . . ale z jakimż to wdziękiem.
- Oj, tam, oj tam . . . masz impuls do nauczenia się języka oryginału. Cytując Tajgę – doceń pana kundlu.
- Doceniam! Serio! Ludzki pan! Pierwsze sygnały o wydaniu w roku 2015 . . . . zaraz będzie 10 lat. To się dopiero nazywa rozmach! To nasz miś . . . i nie jest to nasze ostatnie słowo.
- Wiesz, co . . . mają co robić. JGS pracuje pełną parą, wydają taśmowo. I to fajne rzeczy. Jest przy czym nockę zarwać. Czyż nie?
- Owszem jest. Chmmm . . . zresztą ja tu w tej sprawie. Czy tobie jakoś Toradorcia np. z „Moją gwiazdą” nie kojarzą?
- Litości, znowu? Tobie wszystko się kojarzy . . . zresztą z reguły z jednym. Chyba jeszcze gdzieś to się odezwało? Ale o tym za chwilę.
- Nie, no jasne – Ami Kawashima, stalker, randka na polu bejsbolowym . . . parę nawiązań to by tu się i znalazło.
- Chmm prawdę powiedziawszy nawet jeśli tu nie było jakiejś bezpośredniej inspiracji. To po „Mojej gwieździe” na postać Ami chyba trzeba by spojrzeć inaczej. Obciążenia psychiczne jakim podlega trochę mogą ją usprawiedliwiać. Tj. ten jej prawdziwy zołzowaty charakterek.
- Też mi to przyszło do głowy. Zresztą . . . jak spojrzysz sobie na tę postać zwłaszcza w LN to . . . nie wygląda to tak źle. W pewnym momencie zachodzi w niej ciekawa zmiana. Tylko przez opieszałych dziadów nie możemy z czytaniem tego pójść dalej.
- No, dziady! Ale jak o tym wspominasz . . . tak jakoś ostatnio samo to do mnie przyszło. Bardzo ciekawe zestawienie kadrów z anime z pasującą do tego muzyczką. Mam wrażenie, że trochę nam by tu pasowało.
- Dej spokój, zwykle to sieka. Czekam tylko na to aż w końcu jakiś zwyrol wrzuci – majteczki w kropeczki do koe no katachi.
- Oj, nie w tym przypadku. Daj im szanse.
[link] ... zaGltYQ%3d
- Chmm, ładne faktycznie. Jak to było w tej jaskini na wakacjach? Ja jestem jak księżyc, pasujemy do siebie . . . czy coś takiego? A ten paluch w buzi i pozycja embrionalna . . . cacko. Czasem więcej widać jak nie słuchasz tego co mówią.
- Coś było. Zabawne, to mogła być prawda. Ta gęba zbira Takatsu . . . mogła by się przecież sprzedać. A taka Ami świetnie wie jak to zrobić. Chłopak może mieć jeden krok do kariery.
- Taki zbój? Daj spokój. Chyba się za bardzo na ten światek w „Mojej Gwieździe” zapatrzyłeś.
- Nie doceniasz pociągu kobiet do bad boyów. To nawet w LN widać, panie są mu bardzo przychylne. I to nie tylko te w haremiku.
- Może? Szkoda, że nie możemy tego ocenić w tej LN wydanej w całości. Naprawdę wielka szkoda. Jednak w angielskim nie czytam wszystkich niuansów. I trochę to trwa.
Re: Przyznaję zamieszczam z pewną obawą...
A tak serio, to jeżeli mnie zapytasz osobiście, to Ci powiem ze to słowo na literę „I” uwłacza według mnie mężczyznom.
Wiem wiem odnoszę się do czegoś co mnie nie dotyczyło i nie będzie dotyczyć…
Ech…Ten moj tekst widzę był bardzo prowokacyjny, zapewniam że niespecjalnie aż tak.
Miał po prostu dać inne spojrzenie na serial, na czasy i na to co podkreślone zostało w recenzji.
To nie jest tak, że my ludzie wybieramy sobie idealny świat wyobraźni.
My do niego po prostu uciekamy. To ten sam rodzaj ucieczki co w uzywki wszelakie. Mający złagodzić ból istnienia.
A że sto lat temu zycie było duuuużo trudniejsze, to i czasu na ucieczki było mało, choć i wtedy bywały osoby co przebawiły cały rodzinny majątek.
Dziś po prostu jest łatwiej odlecieć w ten kolorowy idealny świat wyobraźni. Nawet nie własnej tylko podany na tacy…
Wiesz. Tak to te wygodne czasy. To ta masowa ucieczka w świat tv sat lub kablowej lub internetu.
To wyjście z realnego
życia.
Więc nie obrażaj mężczyzn nazywając ich Incelami.
Ani kobiet nazywając słoikami a nie dżemem.
I mówi to ktoś kto z jednej strony jest Mushikaburi‑hime, z drugiej Nagatoro, a z trzeciej strony protagonistką Ergo Proxy…a żeby było ciekawiej to prawie przez dekadę byłam Mary Sue. Ale to normalne będąc z Garym Stu. I wczesniej przez DEKADĘ ponad pracując nad sobą…
Tak. Mozna zaczać tę pracę nad sobą we wczesnym nastoletnim wieku. Zwłaszcza gdy ma się marzenia i cele i emocjonalne piekło wokoło.
i tak. Ciężka praca, każda wytrwała praca i determinacja przyniesie efekty.
A bajki anime uczą postawy biernej.
I leżenia pod gruszą jak Senpai.
Gorzej. Te bajki uczą że nawet jak nie chcesz szczęśliwego życia, to i tak gwiazdka spadnie z nieba.
A ja już od dawna nie
jestem Mary Sue.
Moj Obecny zdarł mi różowe okulary o mnie. I o ludziach.
I wiesz? To bardzo boli ale człowiek ma szansę zaakceptować siebie, takim/taką jakimi się jest. I zaakceptować W PEŁNI innych takimi jacy są. Bez upiększania. Bez masek…
Zdejmując czarne lub różowe okulary każdy Ma szansę zaakceptować brzydką prawdę o ludzkim gatunku.
I nadal ten gatunek kochać… Tak po prostu…
Mio szczęśliwe małżeństwo